Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Maria
Rok1966
Dziśjestdzieńmojegoślubu.Powinientobyć
najważniejszydzieńwmoimżyciu,wyjątkowy
iprzepełniającymnieszczęściem.Jużjakomała
dziewczynkasnułamwyobrażeniaotym,jaktendzień
będziewyglądał.Miałamnadziejęnawielkąmiłość,
radośćiszczęście.Niestetydziś,kiedydorosłamimam
naprawdęstanąćprzedołtarzem,niczegotakiegonie
czuję.Najchętniejodwróciłabymsięnapięcieipobiegła
dalekoprzedsiebie.Chciałabympoczućwiatrwewłosach
iwszechogarniającyśmiech,poczućsięwolna,alewiem,
żetoniemożliwe.Gdybymnawetteraz,kiedyniejest
jeszczezapóźno,wyszłastąd,todokądmiałabymsię
udać?Nieprzystoi,bykobietawmoimwiekużyłasama,
bezmęża,bezdzieci,bezrodziny.Wszystkiemoje
koleżankijużpowychodziłyzamąż,więcprzyszedłczas
inamnie,wkońcumamjużdwadzieścialat.Toostatni
dz​wonek,byza​łożyćrodz​inę.
Będącnastolatką,wierzyłam,żeskorourodziłamsięjuż
powojnie,toświatbędziewyglądałinaczej.Miałam
nadzieję,żerolakobietokażesiębardziejistotna,
żeszkołybędąstaćotworemprzedkażdym,kto
zapragniezgłębiaćwiedzę,żebędziemożnasięspotykać,
zkimsięchce,aprzynajmniejżebędziemożnawybrać
sobienawspółmałżonkaosobę,którądarzysię
uczu​ciem.Jakżesięmyliłam!
Doniedawnabyłamprzekonana,żemoimmężem