Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ipochwiliznaleźliśmysięnakorytarzu.Dyszeliśmyciężko.Nimsię
zorientowałam,zkimtujestem,młodszySilvaniprzyłożyłmiostrze
doszyi.
Zaniemówiłam,patrzącmuwtwarz.Jasneniebieskieoczy
błyszczałynatleoliwkowejkarnacji.Byłownichcośdrapieżnego.
Musiałamprzyznać,żeuśmieszek,któryosiadłnajegopełnych
wargach,dodawałmułobuzerskiegouroku.
–Niekrzywdźmnie!–pisnęłam,unoszącręce.–Błagam.
Młodymężczyznaspojrzałnamniewzamyśleniu,aleniezabrał
noża.
–Wyprowadzęcięstąd.Znamtajnewyjście!–zaproponowałam.
Dźwiękstópwrycerskichbutachodbiłsięechempoklatceschodowej.
Dzikichwyciłmniezanadgarstekiprzyciągnąłdosiebie,
osłaniającsięmnąjaktarczą,jednocześniedrugądłoniąznowu
przykładałminóżdogardła.Domoichnozdrzydotarłzapach
sosnowegoboru,mchuimęskiejskóry.
–Drugiedrzwizazakrętem–sapnęłam.–Tamjestschowek.
Niebyłampewna,czymnierozumiał.Rycerzezbliżalisięprędko.
Niechciałam,żebypoderżnąłmigardłopodczaspróbydesperackiej
ucieczki.Zmieniłkątostrza,któreodbiłobłyskświatłaioślepiłomnie
namoment.
–Skądmamwiedzieć,żeniekłamiesz?–warknąłzwyraźnym
północnymakcentem,zaciskającpalcenamojejtalii.
–Trzymaszminóżnagardle.Myślę,żemożeszbyćpewien,
żenie,boinaczejbyśmijepoderżnął,prawda?
–Słusznie.
Możesiedzeniewschowkuzczłowiekiem,którymiprzedchwilą
groził,niebyłonajlepszympomysłem,aleintuicjapodpowiadała,
żepostępujęsłusznie.Silvanipchnąłmniedoprzodu,jednocześnie
nadalzłowieszczotrzymałbrońprzymojejskórze.Drzwiodklatki