Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
2
MorzeBałtyckiedymiło.JerzyCiszewskiprzeżyłjuż
siedemdziestosiemlatiniepierwszyrazwidział
tozjawisko,alezakażdymrazemczułdreszcz,bomiało
wsobiecośzapokalipsy.Zwłaszczanahoryzoncie,
gdziebijącepodniebosłupyparyprzysłaniały
zachodzącesłońce,rozgrywałosięwidowiskogodne
końcaświata.Miałwrażenie,żekulądowisunie
milczącafalaognia,pchającprzedsobąchmurydymu,
iżewszystkotozachwilęogarniejegosamego,
Karolinę,plażęileżącyzadrzewamiGdańsk.
Przestałbiecipochyliłsię,opierającdłonienaudach
odzianychwnowiutkietermoaktywnespodnie,podobno
najnowszykrzyksportowejmody.Łapczywiełapał
zmrożonepowietrze.Karolinaodwróciłagłowę.
Pomachał,żezarazdogoni,aleniedałasięzwieść.
Zawróciła,amłodośćidługienogipostawiłyprzy
nimzbytszybko.Wolałby,żebydałamuwięcejczasu.
Odpoczynek?spytałalekko,abytylkostary
człowiek,jejukochanydziadek,nieodczuł,żejestbez
formy.
Wystarczychwilka.
Wykorzystałaprzerwę,abyspojrzećnadymyimorze.
Spodniebieskiejczapkiwystawałykosmykikręconych
włosów,aprofiltwarzy,któryzarysowałsięwszarości
styczniowegowieczoru,wydałsięstaremuczłowiekowi
niezwyklesubtelny.JerzyCiszewskipomyślał
zprzyjemnośc,żejegownuczkajestnajpiękniejsza
naświecieiżetoniesprawiedliwe,żedobiega