Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wyglądał,jakbyspał.Takiewłaśniemiałempojęcie
orzeczywistościwwiekusześciulat:okazujesię,
żeumrzećtopoprostuzasnąć.
Potymwszystkimogromniebałemsięnocy.Przed
oczymastawałmiobrazmniesamegostojącego
nadrodzeuwyjściazwioski,anoczbliżałasięjakfale
powodzi,pochłaniającnajpierwmojeoczy,apotem
wszystkoinne.Przezbardzodługiczasleżałemnocami
wciemnościnałóżku,niemającodwagi,byzasnąć.
Otaczającymniezewsządbezruchsprawiał,żemoje
przerażenierosłobezgranic.Razporazmocowałem
sięzesnem,jegosilneręcerobiływszystko,abymnie
wciągnąć,ajaopierałemsięzewszystkichsił.Bałem
się,żestaniesięzemnąto,coztamtymobcym
mężczyzną,żekiedyśzasnęijużnigdysięnieobudzę.
Aleostatecznie,zmęczonyiwyczerpany,chcącnie
chcączawszezapadałemwspokojnysen.Gdybudziłem
sięwczesnymrankiemkolejnegodniaiodkrywałem,
żenadalżyję,patrzyłemnaświatłowpadająceprzez
szczelinęmiędzydrzwiamiaframugą,szczęśliwy
ipodekscytowany,żesięuratowałem.
Mojeostatniewspomnieniezczasów,gdymiałem
sześćlat,tożebiegnę.Przewijasięwnimpierwszy
statekokadłubiezżelbetonuzbudowanywmiejskiej
stoczniwczasachjejświetności.Miałwpłynąćdorzeki
wNanmen.Razemzmoimstarszymbratembiegliśmy
nadjejbrzeg.Jaskraweświatłosłońcazprzeszłości
oświetlałomojąmłodąmatkę.Jejchustawniebieską
kratkępowiewałanajesiennymwietrze,amójmłodszy
bratsiedziałwjejramionachiszerokootwierał