Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zpowrotemprzezdrzwi.Kabotyńskorozłożyłramionaiuśmiechnął
sięjakklaun,któremuudałasięcyrkowasztuczka.Jegotropem,lecz
wodwrotnymkierunku,poszliterazinni.Gościezaczęliopuszczać
StarąWiosnęmetodątradycyjną,awracalioknem.Rozbawieni
gramolilisięnaparapetiwpadalidośrodka,podkaloryfer.Część
znichjużtamzostawała.Jedninadrugichleżeliusypaniwpryzmęjak
przegniłeulęgałki.Resztajednakwytrwaleuprawiałaobiegmaterii
wprzyrodzie.Pokilkurundachtakswobodnezachowanieenergii
przestałokogokolwiekbulwersować.
Opuszkamipalcówprzycisnąłemskronie,schyliłemsięigłowę
schowałemmiędzynogi.„Nie,tojakaśparanoja,porasięzmywać”.
Zewzrokiemuwięzionympodpowiekamiprzeprowadziłemszybką
analizęnaszegopołożenia.Zbliżałasięchwila,gdybędzietrzeba
zamachaćbiałąflagą,wyściubićnoszokopówipójśćdodomu,
poddaćsięsnowi.Kiedyrozmyślałem,stojącywproguJanzostał
przypadkowopopchnięty.PotrąciłgojakiśnowyusługobiorcaStarej
Wiosny,którywtoczyłsięniezgrabniegłównymidrzwiami.Obok
niegodośrodkapróbowałprzekraśćsiębezpańskikot.Facetnajpierw
kulturalnieprzeprosiłJacha,apotemofuknąłdachowcasykliwymšic!
ikopemwyprawiłnatamtenświat,wpomrokęosiedla.Niewidziałem
tejsceny.Opowiedziałmijąnaocznyświadek,Piotrek.Muszę
przyznać,żejegorelacjabyładobitnaipowalająca,inaczejwogóle
bymjejtunieprzytaczał.Okotachwcześniejsłyszałemodwielu,
najpiękniejpłakałnadnimiHrabalwAuteczku,najsurowiejtraktował
jeJergovićwPowieścioKorinie,aletakiegoopisunieuświadczyłem
dotądunikogo.
–Widziałeśto?–spytałPiotr,szturchającmniełokciem.
–Co?–Podniosłemzaczerwienioneoczy.
–Tengość,widzisz?
–No.Coznim?
–WlazłdoknajpyizbodiczkapotraktowałJacha.
–Icoztego?Przecieżtuwszyscysiępopychają.
–Niewtymrzecz.Zanimchciałwkręcićsiędoknajpykot...
–Świetnie.