Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
świtem,gdyptakijeszczenieśpiewają,akolorydopiero
wysnuwająsięzbladegoświatła.Odezwałsiędźwięk
syrenypolicyjnej.Przyjechaliście,brawo.Szkoda,
żezapóźno.Woddaliwidziałnadjeżdżającyradiowóz
iwychylającychsięzokienobudzonychlokatorów.Nagle
odechciałomusięuczestniczyćwcałejtejfarsie.Cowam
będęmówił,idźciedodiabła.Przezchwilęmyślałjeszcze
otrójcecwaniaczków,którapewniepędziterazprzez
uśpionemiastodojakiegoścałodobowegolombardu.
Wszyscyściesiebiewarci.Azresztą,ktojajestem,żeby
wamcokolwiekmówić?Ktojajestem?Takiegopytania
niezadajesięoczwartejrano.Wkażdymrazienie
odpowiadasięnanie.
Zaszedłdonocnegobaru,siadłprzystolikupoddużym,
jakdotądniewybitymoknemizamówiłpiwo.Dopiero
wtedysięrozejrzał.Barbyłbrudnyipełenzłotawego
światła,firankipowiewałyodpodmuchówpowietrza,
apiananapiwie,któreniemalnatychmiastprzyniosła
muniewiarygodniegrubakelnerka,jakbyporóżowiała
wnagłymrozbłyskuporanka.Prostytutki,paserzy
itaksówkarzekończątuzmianęiniktniewie,codalej.
Opróczzmęczonychkobietiichzobojętniałych
patronówwknajpiebyłteżautomattelefoniczny.Widok
działającegoaparatuprzygnębiałgojeszczebardziejniż
całytenbiznesdokoła.Miałkartę,ale…wszystkobez
sensu.Ilegodzinwostatnichmiesiącachspędził
uwieszonynapublicznychtelefonach,ilewyrzutówiżali
popłynęłoprzezposkręcanekableanakońcuzawsze
itakjesttylkocisza,cisza,doktórejniewsunieszswojej
karty.Zapaliłpapierosaiodstópdogłówzanurzyłsię
wgorzkimdymiepamięci.