Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁÓSMY
MEDYTACJE
Znalazłszysięnaulicy,Wokulskistanąłnachodniku,
jakbynamyślającsię,dokądiść.Nieciągnęłogonic
wżadnąstronę.Dopierogdyprzypadkiemspojrzał
wprawo,naswójnowowykończonysklep,przedktórym
jużzatrzymywalisięludzie,odwróciłsięzewstrętem
iposzedłwlewo.
Dziwnarzecz,jakmnietowszystkomałoobchodzi
–rzekłdosiebie.Potemmyślałotychkilkunastuludziach,
którymjużdajezajęcie,iotychkilkudziesięciu,którzy
odpierwszegomajamielidostaćuniegozajęcie,otych
setkach,dlaktórychwciągurokumiałstworzyćnowe
źródłapracy,iotychtysiącach,którzydziękijegotanim
towarommoglibysobiepoprawićnędznybyticzuł,
żeciwszyscyludzieiichrodzinynicgowtejchwilinie
interesują.Sklepodstąpię,niezawiążęspółkiiwyjadę
zagranicę–myślał.
Azawód,jakizrobiszludziom,którzywtobiepołożyli
nadzieję?…
Zawód?…Albożmniesamegoniespotkałzawód?…
Wokulskiidąc,poczułjakąśniewygodę;leczdopiero
zastanowiwszysię,osądził,żemęczygociągłe
ustępowaniezdrogi;przeszedłwięcnadrugąstronęulicy,
gdzieruchbyłmniejszy.
AjednaktenMraczewskijestinfamis!–myślał.–Jak
możnamówićtakierzeczywsklepie?Zaparędni
otrzymambilecik,apotem–schadzka!…Ha,samasobie
winna,nietrzebakokietowaćbłaznów…Zresztą
–wszystkomijedno.
Czułwduszydziwnąpustkę,anasamymjejdniecoś
jakbykroplępiekącejgoryczy.Żadnychsił,żadnych
pragnień,nic,tylkotękroplętakmałą,żejejniepodobna
dojrzeć,atakgorzką,żecałyświatmożnabyniązatruć.