Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ojcu.
-Ach,tak!...-szepnęłapannaIzabela,zamyślającsię.
Czarnoubranakuzynkazwolnapodniosłasięzfoteluicicho
wyszła.
PannaIzabelaznowupoczęłapatrzećnaswójpokój,którywydał
jejsiępopielatym,naczarnegałązki,którechwiałysięzaoknem,
naparęwróbliświergoczącychmożeobudowiegniazda,naniebo,
którestałosięjednolicieszarym,bezżadnejjaśniejszejprążki.Wjej
pamięciznowuodżyłasprawakwestyinowejtoalety,aleobiewydały
sięjejtakmałymi,takprawieśmiesznymi,żemyśląconich,
nieznaczniewzruszyłaramionami.
Dręczyłyinnepytania:czybynieoddaćserwisuhrabinie
Karolowej-i-skądojciecmapieniądze?Jeżelimiałjedawniej,
dlaczegopozwoliłnazaciąganiedługówuMikołaja?...Ajeżelinie
miał,zjakiegoźródłaczerpiejedziś?...Jeżelionaoddaserwisisrebra
ciotce,możestracićokazjędokorzystnegopozbyciasięich,ajeżeli
sprzedazapięćtysięcy,pamiątkitenaprawdęmogądostaćsię
wniewłaściweręce,jakpisałahrabina.
Nagleprzerwałsiętenbiegmyśli:bystrejejuchousłyszało
wdalszychpokojachszmer.Byłotomęskiestąpanie,miarowe,
spokojne.Wsaloniestłumiłjeniecodywan,wpokojujadalnym
wzmocniłosię,wjejsypialniprzycichło,jakbyktośszedłnapalcach.
-Proszę,papo-odezwałasiępannaIzabela,usłyszawszypukanie
doswychdrzwi.
WszedłpanTomasz.Onapodniosłasięzszezlonga,aleojciecnie
pozwoliłnato.Objąłwramiona,ucałowałwgłowęizanimusiadł
przyniej,rzuciłokiemwdużelustronaścianie.Zobaczyłtamswoją
pięknątwarz,siwewąsy,swójciemnyżakietbezzarzutu,gładkie
spodnie,jakbydopierocowyszłyodkrawca,iuznał,żewszystkojest
dobrze.
-Słyszę-rzekłdocórki,uśmiechającsię-żepanienkaodbiera
korespondencje,którejejpsująhumor.
-Ach,papo,gdybyświedział,jakimtonemprzemawiaciotka...
-Zapewnetonemosobychorejnanerwy.Zatoniemożeszmieć
doniejżalu.
-Gdybytylkożal.Jabojęsię,żeonamaracjęiżenaszesrebra
mogąnaprawdęznaleźćsięnajakimbankierskimstole.