Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
***
2019
Poskręcanegałęzieikoronkaciemnozielonychliści
tworzyłynatleniebaażurowywzór,niczymserwetki
zbabcinejskrzyni.Byłocicho.Lasoddychał.Słońce
schowałosięzahoryzont,leczmrokjeszczeniezapadł.
Odległybłękitnęciłizapraszał.Tylkocotoznaczyło?
Igdzieonawłaściwiesięznajdowała?Otaczaławilgoć
idziwny,przechodzącyprzezskóręzapach.Wyciągnęła
rękędogórybyłatakadługaipotrząsnęłaliśćmi.Kilka
jabłek,chociażdrzewoniebyłojabłonią,spadłotużobok
niej.Soczystychitwardych.Podniosłajednozziemi
iugryzła.Poczułanajęzykunieprzyjemny,kwaśny
posmakprzyjrzałasięowocowiidostrzegła,żejuż
dawnozgnił.Szkoda,takieładnejabłka.Mogłaby
jezanieśćbabcinamarmoladęalbokompot.Naglewiatr
po​ru​szyłga​łę​ziamiiświa​tłopo​częłoga​snąć.
Sara!
Odwróciłasięgwałtownie.Ktośwołał.Byławlesie,
ciemnymimokrym,przyjemniepachnącym
aksamitnymipaprociami.Ktotobył?Prababcia?Może
wyszłanagrzybyalbojagody.Sararuszyłaprzedsiebie.
Niemiałabu​tów,apo​szy​cieła​sko​tałojejstopy.
Sara!
Nie,tonieprababcia.Anibabcia.Animama.Ktośinny.
Odgarnęłazczołapasmowłosów.Byłomokreodpotu.
Bałasię.
Na​glero​ze​rwałnie​ru​chomepo​wie​trze.
Krzyk.Awła​ści​wieprze​raź​liwywrzask.
Sara!
Zerwałasięzpoduszki,dyszącciężko.Spojrzała
natelefon3.45.Zaoknempanowałanoc,rozświetlona
ulicznymilampami.Zaparętygodniniebędziejużtego