Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Dziewczynkinatychmiastpodbiegłydomatki,żeby
mócsięprzytulić,alemojabyłauścisnęłajesztywno
iodrazusięodsunęła.Niemiałazagroszinstynktu
macierzyńskiego,adziecitraktowałajakoładnydodatek
doswojegożycia.Tojabyłemtym,któryocierałłzy
iopatrywałzadrapania,gdyktórejśdziałasiękrzywda.
Beatricepoprostu…była.
Mamamówiła,żemaszdomniejakąśsprawę.
Tak,wzasadzietak.Wolałabymnaosobności.Nie
miałemczasuaniochotyzniąrozmawiać,alegestem
zaprosiłemnatarasztyłudomu,żebydziewczynkinas
niesłyszały.Podskórnieczułem,cosięzarazwydarzy,ale
jeszczemiałemnadzieję,żetotylkozłeprzeczucia.
Dobra,jesteśmysami.Możeszmówić.Twarzą
wtwarzniemusiałembyćdlaniejmiły.Zadużozłych
rzeczysięmiędzynamiwydarzyłoizbytpoważne
konsekwencjemiałotodladzieci.
NiezabioręjutrobliźniaczekdoFAO.
Zdębiałem,apotempoczułem,jakkrewwmoich
żyłachzaczynasięgotowaćzezłości.Odmiesiąca
obiecywaładziewczynkom,żewniedzielępoichprzyjęciu
urodzinowymzabierzejedoNowegoJorku,
donajstarszegosklepuzabawkowegowStanach.
Wzasadzieodmiesiącaniemalżeoniczyminnymnie
mówiły.
Serio,Beatrice?Imówiszmiotymwdniuich
urodzin?Przecieżwiesz,jaknatoczekały!
Niewrzeszcznamnie,Scott.Spojrzałamiwtwarz
lodowatobłękitnymioczami,jakbynierozumiała,