Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wdzień.Niewstałamodrazu,musiałamchwilępoleżeć,
spróbowaćgłębiejzaczerpnąćtchu.Musiałamuciekać
tobyłajedynamyśl,któranieznośnietłukłamisię
wgłowie.Jedyna,którabyławstanieutrzymaćmnieprzy
życiu.Niemiałampojęcia,ileczasuspędziłamnatej
podłodze.Ztrudemoddychając,próbowałamchociaż
wminimalnymstopniuzapanowaćnadtymkoszmarnym
bólem.Wieczorowasukniautrudniałamiruchy,ściskała
mojeciałotakmocno,żeniesposóbbyłozaczerpnąć
głębiejtchu.Itodopasowaniechybabyłojejnajwiększym
atutemkażdy,nawetnajlżejszyoddech,paliłżywym
ogniemisprawiał,żezbólumiałammroczkiprzed
oczami.
Przytrzymującsięścian,zostawiajączasobąślady
krwi,wkońcudotarłamdosypialni.Zestrumieniamiłez
toczącychsiępopoliczkachzaczęłamściągaćzsiebie
suknię,przyokazjiodsłaniająckolejnepokłady
siniakówdotejporyukrytychpodmateriałem.Mojeciało
byłokłębkiemtrudnegodozniesieniabóluuderzającego
faląprzykażdymmocniejszymruchu.Alemusiałamsię
pozbyćtejcholernejsukienkidresybyłylepiej
przystosowanedoucieczki.Więcminutapominucie
zakładałamnasiebiekolejnewarstwyluźnychubrań,
bylebytylkoukryćtewszystkieporażającedowody
wściekłościmęża.
Wmarynarskiworek,zktórymzwyklechodziłam
nasiłownię,wrzuciłamtylkoniezbędnerzeczybieliznę,
trochęgotówki,złotąobrączkęojcaiszmaragdowy
wisiorek.Obrączkęślubnąipierścionekzaręczynowy
odAntoniazostawiłamnastolewsalonie.Zabrałamteż