Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
nabrałamwprawy.–Uniosłatwarz;wargizalśniłyjej
wblaskusłońca.–Powiedz;zamocnosięumalowałam,
tak?
–Nie,idealnie.–Inatympolegaproblem,dodał
wmyślach.
–Staraszsiębyćmiły,aleciniewierzę.Takdziwnie
namniepatrzyłeś,kiedyprzyszłamdopracy…
Przeraziłsię.Cholera,zarazsiędziewczyna
rozpłacze.Nigdydotądniewidziałjejwełzach.
–Myślałam,żesobieporadzę.Innekobietyciąglesię
malują.–Poderwałasięzkrzesłaizaciskającpięści,
zaczęławydeptywaćścieżkęwpodłodze.–Ale
przedobrzyłam.Wyglądamjakidiotka,prawda?
–Ależ…
–Niekłam,proszę.
–Wcalenie…
–Tobyłkretyńskipomysł.–Wzdychając,oparłasię
plecamiościanę.–Potrafięrobićwgłowie
skomplikowaneobliczenia,azupełnienieznamsię
nauwodzeniu.
Nauwodzeniu?Miałwrażenie,jakbydostałcios
międzyoczy.
–Boże,totakiekrępujące!
–Nieprzejmujsię–rzekł,niebardzowiedząc,jaksię
zachować.
–Cojamamterazzrobić?Zostałmitylkotydzień…
Boże!–Utkwiłaspojrzeniewsuficie.–Jakmogłambyć
takagłupia?
Brandonpodszedłdoniejichwyciłjązaramiona.
–Przestań.Jesteśjednąznajmądrzejszychosób,jakie
znam.