Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
DobiuraJimaAshenadotarłamzpółgodzinnym
opóźnieniem,coskwitowałpełnymzrozumienia
stwierdzeniem,żetu–wstolicy–trzebasięliczyć
zcałkiemczęstymiwydarzeniamitegotypu,jakożejest
tomiejsce,doktóregozjeżdżająwszyscy,
byprotestować.
Mój„opiekun”okazałsięniewysokim,mocnojuż
łysiejącymmężczyznąwśrednimwieku.Niezwykle
bezpośredniiotwarty,odzarazzaproponowałprzejście
na„ty”.Rozmawiałzemną,ajednocześniezajmowałsię
tysiąceminnychspraw.Odbierałlicznetelefonyisam
teżgdzieśwydzwaniał,wsympatycznysposóbprosząc
mnieowyrozumiałośćsamąmimikątwarzyiruchem
wieczniegestykulującychrąk.
Siedziałamjużuniegoprawiegodzinę,zdołałam
wypićkawę,którązaparzył,gdzieśwprzelociemiędzy
jednymadrugimtelefonemicorazbardziej
utwierdzałamsięwprzekonaniu,żeNaczelnychybasię
pomyliłalbotojakiśżart,gdyższansanazałatwienie
przezJimaczegokolwiekwydajesięcałkiemnierealna.
Piłamkolejnąkawę,którązaparzyłamsobiesama,
bomójgospodarzbyłtakpochłoniętyswoimi
czynnościami,żesampoprosił,bymsięobsłużyła.
Właśniewtejchwilizwątpienia,gdyzamierzałamjuż
opuścićjegobiuro,przyszedłkurierzprzesyłką.Mój
gospodarzotworzyłkopertęipodałmiznajdującesię
tamdokumentyzesłowami:
–Noizałatwione.TodokumentyzMinisterstwa,
uprawniającedowjazdudoStrefy.Wystawionenanas
oboje.