Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
którywyłamałjedotyłu,czerwonestrzępytrysnęły
naboki,aChinagliarunąłjakpociosiebetonowym
taranem.Upadłnaprawybok,zgiąłsięizacisnąłobie
ręcepowyżejlewegokolana;prawąnogęmiał
wyciągniętąnacałądługość,alelewaitakbyładłuższa
ojakieśdwadzieściacentymetrów.Gdyszarpnąłsięwtył,
niepodążyłazaciałem.Zmiejscagdzieprzedkilkoma
sekundamibyłokolano,zudaioddzielnieleżącejłydki
zestopąchlustałakrewiszybko,bozmieszanazwodą,
rozlewałasiępopodłodze.
Załóżsobieopaskęnakulasa,boniebędęsię
specjalniespieszyłpowiedziałem,choćniechciało
misięotwieraćust.
Obszedłemwciążpowiększającąsiękałużę
ipodrabiniewylazłemzpiwnicy.Założyłemstary
zardzewiałyskobelnaklapę,przewlokłemkawałek
mosiężnegodrutuwalającegosiępodścianąiwyszedłem
zbudynku.Pokilkunastukrokachobejrzałemsię:oddrzwi
biegłycorazmniejwyraźneczerwoneślady.Przełknąłem
ślinęiszurnąłemkilkakrotniepodeszwamioasfalt,
poczympomaszerowałemwśródruinorazdomów
jeszczestojących,lecznaznaczonychpiętnemzniszczenia
iupadku.
Chodnikbyłstosunkowomałozryty,dużomniejniżtak
samonienaprawianaodwielulatjezdnia,szedłem
szybkownadziei,żefalanudnościopadnie,gdytylko
odpowiedniodalekoodejdęodpiwnicyiodtego,cotam
zaszło.Napierwszymskrzyżowaniuskręciłemwlewo,
przeszedłemprzezjezdnię,odruchowospojrzawszywobie
strony,choćodmiesięcy,amożeiodlatkołosamochodu
niepotoczyłosiępowypłowiałymszarym,zpłytkimi
kawernamiasfalcie.Potrzystumetrachskręciłem
wszerokąbramęiznalazłemsięnapodwórku.
Doszedłemdozmurszałejceglanejścianychybajeszcze
zpołowydwudziestegowiekuiwcisnąłemsięmiędzynią
akaroserięmojegobastaada.Przyłożyłemkciuk
doplasterkadekonsora,drzwisapnęłyiotworzyłysię,
wyjąłemzkieszenilatarkęipistolet,rzuciłemnaprawe