–MamnaimięGavin.
Poczuła,żesięrumieni.
–Gavin…Chcętylkopomóc,choćwcaleniejestem
pewna,czysobietegożyczysz.
–Dziękuję.
–Zaco?
–Zato,żepróbujeszmipomóc,aleniesądzę,abym
tegopotrzebował.
–Alewtymszpitaluobowiązująpewnezasady
iprzepisy.Dyrekcjauważa,żeto,cozdarzyłosię
dzisiaj,byłoniestosowne.
–Niestosownebyłoratowanieżycia?–prychnął.
–Takjakmówiłam,tuobowiązująpewnezasady,
adyrekcjastarasiędbaćointeresyszpitala.
–Staletopowtarzasz.
–Wyglądanato,żemuszę.–Skrzyżowałaręce.–Czy
rozumiesz,codociebiemówię?
–Tylkowogólnymzarysie.–Najegotwarzpowrócił
wyrazlekceważenia.
–Niestety.
–Muszędbaćodobropacjentów,doktorPotter.Inie
zamierzamzmieniaćsposobówniesieniaimpomocy…
–Próbujęcipomóc–przerwałamuzirytowana.
Alejakmożepomóckomuś,ktotegoniepotrzebuje?
Tylkospokojnie.Przegrałatębatalię.
Gavinwyciągnąłzkieszenipagerispojrzał
nawyświetlacz.
–Doceniamto,aleterazjestempotrzebnynaoddziale
ratunkowym–oznajmiłiwyszedłzpokoju.
Virginiapoczułasięjakłaniaoświetlonareflektorami
samochodu.Jakktoś,kogozrobionowkonia.