–Noniechciędiabli…!
Virginiaobserwowałanamonitorzefunkcjeżyciowe
rannego.Pochwilijegociśnieniekrwiiskurczeserca
wróciłydonormy,apowietrzezaczęłoprzepływaćprzez
silikonowąrurkę.
–Wspaniale.Terazmusimyzrobićdlaniegomiejsce
wsalireanimacyjnej.–Gavinspojrzałnanią
zrozdrażnieniem.
Virginiapotarłapalcamiskronie,apotemodwróciła
siędoswoichgości.
–Nocóż,otonaszoddziałratunkowy.Możebyśmy
zakończylizwiedzanieiwrócilidosalikonferencyjnej?
Zdałasobiesprawę,żejesttochybanajgłupsze
zdanie,jakiekiedykolwiekwygłosiła,aleniemiała
pojęcia,jakmogłabywybrnąćzsytuacjiiodzyskać
panowanienadsobą.Wciągudwóchlat,które
przepracowałanastanowiskuordynatora,nigdydotąd
nieprzytrafiłojejsięcośpodobnego.Nigdyteż
inwestorzyniemieliokazjiobserwowaćprocesu
odbarczania.
Zszokowaniczłonkowiegrupypokiwaligłowami
iruszyliwkierunkudrzwiwyjściowych.Zwyjątkiem
EdwinaSchultza,którybyłszefemzarząduiterazstał
obokniejzzaciśniętymiustami.Tokolejnycierń
wmoimboku,mruknęławduchu,zdającsobiesprawę
ztego,cochodzimupogłowie.Pewniemyśli,żeszpital
niewypadłnajlepiejwoczachinwestorówitrzeba
będziewylaćkilkulekarzy.
–DoktorPotter,chciałbymporozmawiaćzpanią
odoktorzeBrisie,alenaosobności.
–Oczywiście–odparła,akiedyodwróciłsiędoniej