Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
torebki,odruchowopodniosłagłowę.Rozpoznałamnie
odrazu.Jajązresztąteż–kiedychodziłam
dopodstawówki,paniHalinkazzieleniakasprzedawała
najlepszeandrutywmieście.Świeże,chrupiąceizawsze
cudowniewypieczone,aniestarebladziochybezsmaku.
Zjadłamichraztyle,żesamapowinnamsiębyła
zamienićwandruta.
–Dzieńdobry–wymamrotałamistanęłampod
drewnianymregałem,gdziedumnieprezentowałysię
warzywa.Zanimskończyłamkontemplowaćwyższość
fasolkiszparagowejnadkalafiorem,kolejkazdążyłasię
skurczyćdojednejosoby.
–Jaktysiętrzymasz,co?–rzuciładomnieprzelotem
paniHalinka,kiedywkońcupodeszłamdokontuaru,
iwróciładoklientkiprzedemną,którąwłaśniekończyła
obsługiwać.–Siedemnaściepięćdziesiątdziewięć,mogę
byćwinnagrosik?
–Dobrze,dziękuję–odparłam,bardziejzgrzeczności
niżzpotrzeby.
PodsunęłampaniHalinceswójkoszyk
izniewyraźnymuśmiechemprzyglądałamsię,jakważyła
mojezakupy.Trochęszparagowej,tejzielonej,trochę
młodychziemniaków,pęczekkoperku.Dodasięjajko
sadzoneiobiadgotowy,sezonowo,smacznieico
najważniejsze,tanio.Mójbudżetpowiniendźwignąćtakie
frykasy.Portmonetkębabcizamierzałamzostawić
wspokoju,bądźcobądźmiałamswojągodność.Nie
zawiele,nieprzeczę,alezawszelepszetoniżnic,
atowardeficytowynależycenićpodwójnie.
–Musicibyćciężko,co?Masz.–Nieczekając