Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Stałampochylonanaśrodkuchodnika,przyciskając
dobrzuchapustąjużpuszkępoherbacie.Tużzamoimi
plecamitrwałanerwowawymianapoglądów.Ale
powiedzmysobieszczerze,niespecjalniemnietoteraz
obchodziło.Nawetgdybyjejuczestnicypostanowili
pourywaćsobienawzajemgłowy,nadziaćjenapiki
iwtakiejstylówieruszyćszlakiemmiejscowychbarów,
nawetgdybyprzeleciałnadnamiprawdziwysmok,plując
ogniem,nawetgdybyterakotowaarmiacesarzaQin
akuratprzechodziłaztragarzaminiezrobiłoby
mitowiększejróżnicy.Serio.Wtymmomenciebyłam
wstaniemyślećwyłącznieojednym.
Żechodnikpodmoimistopamiwłaśniedomnie
mówił.
Chodnik.Domnie.Mówił.
Mówił.
CHODNIK.
Bonaprawdę,NAPRAWDĘniedałosiętegoinaczej
opisać,chociażnaprawdę,NAPRAWDĘpróbowałam.
Nazmianętowypierałam,toracjonalizowałam,
nawszelkiwypadekmrugającrazporazwnadziei,
żezaktórymśrazemosobliwezłudzenieoptycznesamo
rozpierzchniesięwpółmrokualbotenupierdliwy
paproszekwkońcuwypadniemizokaizacznęznów
widzieć,jaknależyiconależy!Ilebymjednaknie
mrugała,ilebymniewypierałaitakdalej,faktwciąż
pozostawałfaktem.Niezbitym,niezaprzeczalnym,
nienormalnymi…i…iwogóleNIE.Bonamoichoczach