Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spojrzał,syknął,skrzywiłsię,apóźniejoświadczył
chłodno:
–Niestetymuszęgomiećnajpóźniejzagodzinę.
Proszęponiegopojechać.
–Oczywiście,paniedyrektorze–potaknęłamochoczo
inatychmiastsięgnęłampotorebkę,żebywyjść.Poczym
praktyczniewybiegłamzbiura.
Krzysiekdogoniłmnienaparkingu.
–Gośka!
Wsiadałamjużdosamochodu,więczawisłam
rozkroczona,cowtejkieccewyglądało…ekhm…
powiedzmy,żeaktualniemożnabyłodostrzecprawdę
słówKowalskiegosprzedkilkugodzin.
–Cojest?–warknęłam,wściekłabardziejnasiebieniż
naKrzyśka.
–Niezabijajwzrokiem.–Zaśmiałsięnerwowo.–
Wróciszjeszcze?
–Jadętylkopopendrive.Żabapotrzebujeraportu,który
zostawiłamwchacie.Będęzapółgodziny–uspokoiłam
go.–Aco?–zainteresowałamsię,boładnabuźkapana
Smolorzawydawałasiędziwniespięta.
Przygryzłdolnąwargęimilczał.
–Jezu,Krzysiek!Spieszymisię!
–Chciałemcięzabraćnadrinkapopracy–
wymamrotałwkońcu.
Zagapiłamsięnaniego,kompletniezaskoczona.Io
tocałehalo?Żebymposzłaznimnadrinka?Potakim
wstępiemożnasiębyłospodziewaćconajmniej
wyznaniamiłościalboiujwieczego.Nibyrzeczywiście
terminsobiewybrałgówniany,bonawetjeślimój
ukochanymałżonekniekonieczniepamiętałourodzinach,
miałamjeszczerodziców,brataicórkę…
–Gosia…
–Sorki,Krzysiek.Dzięki,niestetymoirodzicewpadną
wieczorem.
–Tomożepóźniej.–Wbijałwemnieteswojecudne