Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
oczęta.Prze​cieżniezo​stanąnanoc.
Pokręciłamgłową,zerkającmimochodemnadeskę
rozdzielcząizegarnaniej.Guziknanimmogłam
zo​ba​czyć,bona​dalnieod​pa​li​łamsil​nika.
Nanocmożeinie,pewniejednakprzeddziesiątąnie
wyjdą.
Topodziesiątej.Uśmiechnąłsięjakośtak
nie​pew​nie.Umnie.
Że,kurwa,co?!
Rozdziawiłamusta,bopoprostubrakłomisłów.Fakt,
flirtowaliśmyzesobąodkilkumiesięcy.Fakt,był
cholernieprzystojny,apodzabardzodopasowanymi
koszulamigrałycudnemięśnie,którewypracował
nasiłowni.Ifakt,żedoszłamzjegoobrazempod
powiekamiwięcejrazy,niżchciałabymsięprzyznać…
Noale,docho​lery,mia​łammęża!
Maszwyraztwarzy,jakbymciosobiściezajebał
ulu​bio​negokró​liczka.Znowuza​śmiałsięner​wowo.
Nadalniebardzowiedziałam,copowiedzieć,więc
popatrzyłamponadgłowąKrzyśka,naoknagabinetu
Żabińskiego.Taaa,stałtam,jakżywywyrzutsumienia,
żeKowalskazamiastzapieprzaćpojegosuperważny
ra​port,roz​ważakon​se​kwen​cjeewen​tu​al​negobzy​kanka.
Jezu,Gośka!Oczymtymy​ślisz?!
Potempogadamy,okej?Wybrałamnajlepsządrogę
nateraz,czyliucieczkęprzedpodjęciemdecyzji.
Żabińskinamsięprzyglądaipewniejużdrepcze
wmiej​scu.
Wsiadłamdosamochodu.Krzysiekniepuściłdrzwi,
więcniemo​głamichza​mknąć.
Czyliniemó​wisznie?do​py​ty​wał.
Dodia​bła,Ko​wal​ska!Po​wiedznie!
Krzy​siek!Cho​lera!Spie​szymisię!Po​tem!
Puścił,więczamknęłamautoiruszyłamzpiskiem
opon.GłówniezpowodupulchnejsylwetkiŻabińskiego
wokniejegogabinetu,alerównieżprzez…wybacz,Boże!