Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
jużdosyćwszystkiego,itegodomuzawanturującąsiężoną,iwiecznychkrzykówo
pieniądze…
Tak,aleMarianigdyniekrzyczałaaniniedopominałasię.Prowadziładomtak
oszczędnie,jaktylkosiędało,cerowałaiprzerabiałasamabieliznęiubraniadzieci,aw
dodatkuwieczoramiprzygotowywałasiędoegzaminunazaocznychkursachksięgowościi
stenografii.Robiławszystko,żebymupomóc,aonniemógłwżadensposóbzrobićjejsceny
ipomęskuwynieśćsięzdomunacaływieczór.Niechtodiabli…
Wgruncierzeczyprzecieżjąkochałipoprostuniemógłdaćsobieradyzpieniędzmi.
Mariazapewniałagowprawdzie,żejeszczedwa,trzymiesiące,iichsytuacjasięzmieni.Ona
zaczniepracować,dorobitebrakującepółtoratysiąca,potemmożeiwięcej.
–Znówsięspotykamy–powiedziałktoś,dotykającjegoramienia.
Spojrzałbokiem.TobyłOlański.Jechałwidocznierazemznimjużodprzystankuobok
Centrali,aonwcaletegoniezauważył.
–Widzę,żesiępanczymśtrapi–rzekłmajsterpółgłosem.–Nafrasunekdobrytrunek.
Możewstąpimynamałąprzekąskę?
Wilczyńskipoczułnagle,żemaszalonąochotęnakieliszekwódkii–powiedzmy–
ntatara”albomarynowanegośledzika.Oczymurozbłysłyinatychmiastprzygasły.Przecież
niema…
–Japanazapraszam–Olańskiobserwowałgouważnie.–Cóżto,chybaniewstydzisię
panzjeśćiwypićrazemzmajstrem?
–Głupstwapanmówi,panieWacławie–odparłreferentzmieszany.
–Iniehańbatodlapanaprzyjąćzaproszenie.Zresztą,nieidziemyprzecieżnajakiś
wielkiochlaj–roześmiałsię.–Panjadaobiadywdomu?
Wilczyńskiprzytaknął.
–No,widzipan.Ijateż.Atobędzietylkotakamałaprzekąska.
–Mójojciecbyłgarbarzem–bąknąłreferent,niwpięćniwdziewięć,kiedywysiedli
naplacuKonstytucjiiszliwstronębiurnOrbisu”.
–Copanpowie?–zdziwiłsięgrzecznieOlański.–WWarszawie?
–Nie.WKrakowie.Alezmarłpodczasokupacji.Dokądidziemy?
–DonMałegoSmakosza”.Topanprzejąłpoojcufach,panieWilczyński,co?Tylkoza
biurkiemtopanwieleniezarobi.No,proszę–popchnąłgoprzodem,gdystanęliprzedbarem.
–Chodźmyodrazudodrugiejsalki,tamswobodniej.Czekajpan,jatuzarazco…–rozglądał
siępopółmiskachzwędlinąirybami,stojącychzaszklanągablotą.–Idźpanizajmijmiejsce
przyblacie,japrzyniosęcotrzeba.
Poparuminutachprzytaszczyłdwiensetki”,talerzykzpasztetemischabemnazimno,
widelce.
–Zaraz,jeszczechlebek…
Wróciłzpieczywem.Ujęlizastopki,wypili.Wilczyńskipoczułmiłeciepło,
rozchodzącemusiępociele.Sięgnąłpowidelec,dziabnąłkawałekschabu,nałożyłtrochę
musztardy.Majsterstarannierozsmarowałpasztetnakawałkuchleba.
Przezchwilęjedliwmilczeniu.
–Nadrugąnogę…–mruknąłOlańskiiodszedłdobufetu.
Referentsłabozaprotestował,aletamtenmachnąłrękąniecierpliwie.Opróczwódki
przyniósłjeszczedwakawałkifaszerowanegoszczupaka.
–No,copandziśchodziłtakizatroskany?–zagadnąłżyczliwie,kiedywypilidrugą
porcję.–Mapanjakieśkłopoty?
Wilczyńskiwestchnął.
–Ktoichniema–odparłoględnie.
–Pewnie.Zwłaszczaprzedpierwszym.
–Oj,tak!–wyrwałosięreferentowizgłębiserca.