Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Copantakizamyślony,panieWilczyński?usłyszałczyjśgłosnaduchem.
Wzdrygnąłsięiodwróciłgłowę.PrzynimstałOlański,majsteroddziałuwykańczalni,i
uśmiechałsięprzyjaźnie.
Młodyreferentpopatrzyłnaniegozroztargnienieminaglepomyślał,żetakimajster,co
zarabiabliskotrzytysiące,powinienmiećprzedpierwszymparęsetekwportfelu.Zawstydził
sięjednakiprędkoodpędziłpokusę.Niezdarzyłosię,żebypracownicybiurowipożyczaliod
ntychzprodukcji”.Wgruncierzeczy,pomimodużoniższychzarobków,uważalisięzacoś
lepszego.
Nic,taksięzamyśliłemmruknąłiwróciłdoswegopokoju.
InspektorKowalskiniezałatwiłwkadrachswojejsprawy,bokierownikaniebyło.
Podstemplowałwięcprzepustkęiwyszedłnapodwórze,błądzącmiędzystosemszklanych
balonówpokwasie,kadziamizgarbnikiemiblado-niebieskimiścinkamimokrejskóry.
Wreszciezobaczyłnadstarym,czerwonymmuremprzesuwającysiępałąktramwajui
skierowałsięwstronęportierni.
Lubiłtakbłądzić,trochęumyślnie,poobcychfabrykachibiurach,dostrzegającwnich
przytejokazjitoiowo,zczegopóźniejniejedenkierownikmusiałsięgęstotłumaczyć.
Bramaprzyportiernibyłaszerokootwarta,stałprzedniąciężarowysamochódpełen
skór.InspektorKowalskizbliżyłsięodniechceniairzuciłnanieokiem.Zgrubszabiorąc,
byłytojakieśtrzytonyskórytwardej.Dojrzałkruponyiboki,niedbalenakrytezielonkawą
plandeką.Nasamochodziewidniałnapis:WarszawskieZjednoczenieHandluObuwiem.
Wportiernitęgimężczyznawzatłuszczonejkurtceodbierałjużichowałswojepapiery,
pozostawiająctylkoprzepustkę.
Przepraszam…szepnąłinspektor,potrącającsilniełokciemgrubegokonwojenta.
Tenzłapałsięzaramię,wypuszczającspodpachyteczkę.Bardzopanaprzepraszam
schyliłsiębłyskawicznieipodniósłteczkę,podająctęgiemumężczyźniezmiłym
uśmiechem.
Mógłbypanuważaćodburknąłtamten,pocierającboląceramię.Obrzuciłgoym
wzrokiem,wepchnąłteczkępodpachęiwyszedł.Pochwiliciężarówkawytoczyłasięza
bramęiznikła.
Copanturobi?spytałportierpodejrzliwie,drapiącsiępozarośniętymkarku.
Przepustkępanma?
Kowalskipodałmupapierek,powiedziałgrzecznie:dowidzeniaiwyszedłnaulicę.
Miałsporodomyślenianatematpobytuwprzedsiębiorstwie.Teczkakonwojenta
wypchanabyłapociętyminakawałkikruponami,najlepszejczęścitwardejskóry
podeszwowej.
SzedłwzdłużmuruCentrali,minąłprzystanektramwajowyiocknąłsiędopieronarogu
ulicyŚwierczewskiego,gdyogarnąłgoszumpojazdówigwarspieszącegosiętłumu.
*
Wilczyńskiwsiadłdotramwaju,niedbaleokazałkonduktorowimiesięcznybileti
wcisnąłsięwkątplatformy,zapinającszczelniepłaszcz,boprzezotwartedrzwileciałchłód.
Niedostałpożyczki.Właściwie,przedpierwszympieniądzemiałzawszetylko
Namitkiewicz,alezzasadyniepożyczałnoiAdamczak,aledoniegoWilczyńskiniemógł
sięzwrócić,żałowałteraz,żeniepoprosiłjednakinspektora.Chybabynieodmówił.
Odechciałomusiępowrotudodomu,naobiad.Wiedział,żeMarianieodrazuzapytao
pieniądze,żezrobitopóźniejnieśmiało,zprzepraszającymuśmiechem.Itowłaśniebyło
najgorsze.Jużbychybawolał,żebykrzyczała,robiłaawantury.Mógłbywówczasrównież
krzyczećnanią,żewidoczniezadużowydajecooczywiściebyłonieprawdążeonniejest
wstanienastarczyćnaczteryosoby,itakdalej.Mógłbypotemtrzasnąćdrzwiami,żeotoma