Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rozlegasięszczekanie.
PóźnympopołudniemwychodzęnamokreuliceLondynu.Dobrze,
żedeszczwcisnąłsięwgodzinymojejpracy.Omijająckałuże,powoli
idęwstronęprzystanku.Samochódzostawiłamrodzicom,
bowybierająsiędoznajomychzamiasto.Czyżniejestemwspaniałą
córką?
Cześć,kolegomówiędolabradora,którywłaśniewyrwałmnie
zzamyślenia,liżącmojądłoń.Coturobisz?Rozglądamsię,alenie
widzęwokółnikogo.Zgubiłeśsię?
Psiaksiadaipatrzynamniesmutnymwzrokiem.Wyglądanato,
żekomuśuciekł.Jestpiękny.Mamdoczynieniazwielomarasami,ale
labradoryzawszemniezachwycają.Mójnowykumpelpozwalasię
pogłaskaćiwciążnamniespogląda.Biorędorękisrebrnykawałek
metaludyndającyprzyobroży.Jestimięiadres.
Notoruszamy.
Chodź,Marley.Cmokam,apiesnatychmiastruszazamną.
Trzymasięnogiizatrzymuje,kiedychwytamgozaobrożęprzy
przejściudlapieszych.Dobrypies.
Pokilkunastuminutachdocieramydocelu.Naciskamklamkę,
afurtkazaczynaniemiłosiernieskrzypieć.Kurwa,tolepszeniż
dzwonek.Niemalnatychmiastotwierająsiębłękitnedrzwidomu,
wktórychstajewysokibrunet.Opuszczaramiona,jakbymuulżyło.
Marley!woła,amójnowyczworonożnyprzyjacielbiegnie
prostodoniego.Mężczyznakucaichwilęgłaszczepsa,poczym
podnosisięiruszawmojąstronę.Dziękuję,żegopani
odprowadziła.Uciekłmidwiegodzinytemuijużniemiałempomysłu,
gdziegoszukać.Najegotwarzywidzęautentycznątroskę
izakłopotanie,więcodpuszczammuwykładnatematpilnowania
zwierząt.Dobrze,żepomyślałozawieszcezadresem.
Byłkołohoteludlazwierząt.
Tegonawprostkościoła?