Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spojrzeń.Krytycznych,bezlitosnych.
Kiedydrzwiwindyotworzyłysięzcichymszumem,Luprzebiegła
przezmarmurowypustyholizalazłasięnaulicy.Byłojużcałkiem
ciepło,prawdziwyzwiastunwiosny,gdyczujesztocośwpowietrzu
wczesnymwieczorem.Mojawindajestokropna,pomyślała,niejestem
takabrzydka.Tomusibyćtocholernezimneświatło,wktórym
wszyscywyglądamyjakwystruganizkawałkastarejświeczki.
Wystarczyło,żeprzeszłaprzezulicę,abyznaleźćsięwparku.Szła
alejkami,otejporzejużpustymi,nieliczącparubiegaczy.Zamyślona,
nieobecna,nijaka.Dawnotemubyłoinaczej,Lucieszyłasięzkażdego
momentu,zkażdejzakończonejpracy,zzakupówrobionychnaprędce
irozmówzBokażdegopopołudniaiwieczoru.
Zatrzymałasię,przechodzącobokmałegozagajnikabrzozowego.
Rozejrzałasięnaboki–nic,tylkoasfaltalejekigdzieniegdzielatarnie
rzucająceokrągłeplamyświatła,tak,żewszystkowokółwydawałosię
czarno-żółto-brązowe.Podeszładowielkiejbrzozy,objęła
jąramionami.Zamknęłaoczy,wdech–wydech,wdechnosem
–wydechustami.Spokój,spokój,spokój.