Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ1
Dwalatawcześniej
Marapoderwałasięnerwowozmiejsca,widząc,jakdrzwi
notariuszaJanaKozłowskiegosięotwierają.
Dźwiękoszczelnypokójopuszczałaparawśrednimwieku.
Kobietawycierałachusteczkązaczerwienioneoczy,
awzburzonymężczyznarzucałsłowapożegnania
przeplatanejakimiśniezrozumiałymiodniesieniami
doodbytejrozmowy.Parazamknęłazasobądrzwi
iwyszłazpoczekalni,astojącaMaraniewiedziała,czy
mawejść,zapukaćczyczekać.
–Mecenaspaniąwezwie–rzuciłasekretarkasiedząca
wkąciewpobliżuokna.
Marabezsłowausiadła.Poczekalniapołączona
zsekretariatemsprawiałaniezbytmiłewrażenie.
Wymagałaodmalowania,krzesłomstylizowanym
nafoteleprzydałabysięwymianatapicerkilub
przynajmniejchemiczneczyszczenie.Najwyraźniej
notariuszJanKozłowskiniezbijamajątku.
Zapewnejestmłodyalboniemawygórowanychcen
–pomyślałaMara.Niebyłtojednakjejproblem.Została
tuwezwanawsprawie,domyślałasięjakiej,zapewne
wcześniejopłaconejprzezRobertalubjegorodzinę.Nic
innegoniemogłowchodzićwrachubę.
WspomnienieRobertasprawiło,żeoczyMary