Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—Obudźsię,kochanamoja,proszę!Zarazbędzielekarz!Tylkonie
umieraj!
Byłomisłaboinogabolałajakcholera,aleniezamierzałam
umierać.Ztrudempodniosłamociężałepowiekiiusiłowałamwyłowić
zotaczającegomniechaosutwarzBaśki.
Leżałamnapodłodzeznogąwysokoopartąnakrześle.Baśka
założyłaminastopęopaskęuciskowąiokładałająlodem.Odczasudo
czasupochylałasięnademnąipoklepywałapotwarzy,usiłującocucić.
Zobaczywszy,żeotworzyłamoczy,rozpłakałasię.
—Ulcia,rany,jaktosięstało?
Buczałaipochlipywałajakmaładziewczynka.
—Szkodagadać—szepnęłam.—Potemciopowiem.Dobrze,że
tubyłaś,boniewiem,cobysięstało.
—Nawetniechcęmyśleć.—Zaczęłamnieprzytulać.—Dobrze,
żemniezawołałaś.Darłaśsię,jakbycitęnogęktośodrąbywał,aleto
dobrze,dobrze.Mojakochana!
Obejrzałanerwowoprowizorycznyopatrunek.
Milczałam,niewiedząc,cojejpowiedzieć.Niemogłausłyszeć
mojegocichegozawołania,kiedywdepnęłamwskruszoneszkło.Znam
ją,spałajakzarżnięta.Nieobudziłabymjejnigdytymszeptem.Nawet
gdybymwołałapełnymgłosem.Noaleryk,któryusłyszałam,mdlejąc,
iowszem.Byłjaktrąbyjerychońskie,ażdziw,żedomsięniezawalił.
Spojrzałamzuznaniemnapradziadunia.No,no,niezłydech.Jak
miech.Minęmiałzatroskaną,aprawąrękę,zwyklepodkręcającąwąsa,
tymrazemopierałnapoliczkuwgeścieprzerażenia.Coontaki
lękliwy?Przecieżnapewnoniejednąwojenkęodbyłzeswojąszabelką
iwidziałwieleróżnychokrucieństwnatymświecie,aniektórychsam
byłsprawcą,więcmojanogazwbitymszkłemniepowinnazrobićna
nimżadnegowrażenia.Atu,proszę!
—Idźsięubrać.
—Poco?—Baśkaspojrzałanamniezdumiona.