Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—Mówiłaś,żelekarzzarazprzyjedzie.Chceszgowgaciach
przyjąć?
Spojrzałanasiebiekrytycznieiwzruszyłaramionami.
—Notoco?—Byłaautentyczniezdziwiona.
Wkurzyłamnie.Coonasobiemyśli,żebędziemituparadować
przedpradziaduniemilekarzemnagolasa?
—Basiorku!
Niecierpiałategoprzezwiska,tylkomniepozwalałamówićtakdo
siebie,aitowwyjątkowychsytuacjach.
—Basiorku,ubierzsię,bopewniebędzieszmusiaławyjśćnadrogę
dojazdowąipokierowaćsanitarką.Niktnietrafianatozadupie.—
Starałamsięmówićspokojnieiłagodnie.
—Jatrafiłam—zaprotestowała,aleposłuszniepozbierałaswoje
rzeczyiposzładosypialni.
Nofakt,trafiła.Alezawszelepiejbyćgotowym,żebykogoś
poprowadzić.
Naszczęściewtejsamejchwilirozległsiędzwonekdodrzwi
iBaśka,wpołowieubrana,pobiegłaotworzyć.Wsamąporę,bo
czułamsięcorazgorzej.
—Proszę,proszębardzo—słyszałamgłosyzprzedpokoju.
—Koleżankależytuobok,wpokoju.
Zaszeleściłyuniformyidosalonuweszlilekarzzsanitariuszem.
Rozejrzelisięwokółpopanującymrozgardiaszu,aleniepowiedzielina
tentematanisłowa.
—Cosiępanistało?
Lekarznietraciłczasu,ukląkłprzymnieizbadałpuls.
—Skaleczenie,tak?Mocnopanikrwawi?
Mówiącto,dobrałsiędoopatrunkuzrobionegoprzezBaśkę.
Krzyknęłam,kiedyzacząłuciskaćspódstopy.
—Boli?Gdzie?Tutaj?Czytutaj?
Bolałojakdiabli,nadodatekznówpopłynęłakrew,amniezrobiło