Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Barcewwstałiposunąłsiękilkakrokówwnasząstronę.Następniestanąłi
demonstracyjnieodwracającwzrokodkombinezonuLanyzwróciłspochmurniałąnagletwarz
wmojąstronę.
Zarazbędziekomunikatburknąłlodowatymgłosem.Narazienicwięcejnie
wiemy
Zdecydowanymruchemoswobodziłemramięiodsuwającdelikatnierękękobiety
wyszedłemnakorytarz.Minąłemwnękęrezerwowejaparaturyinformatycznej,włazdoszybu
prowadzącegokumaszynowniizatrzymałemsięprzedstalowymidrzwiami,
zabezpieczonymigęstąsieciąprzewodówekranizujących.Pomyślałemchwilę,poczym
odryglowałemskomplikowanyzamekiwszedłemdośrodka.
Nawprostdrzwi,przedwielkim,panoramicznymekranemtkwiłnieruchomoZamfi.
Sponadoparciafotelamogłemwidziećtylkoczubekczarnejgłowy.Nieporuszyłasię,kiedy
wszedłem.Zpewnościąniedosłyszałnawetdźwiękumagnetycznegozamka.Rozgwieżdżona
czerńpróżniprzedjegooczamiprzemieszczałasięwpionie,pomiędzymnogościąfalujących
nieregularnieświetlnychlinii.Zrozumiałem,żekomputernanosinaekrandaneotrzymywane
wwynikuobliczeń,nadzorowanychprzezLeskiego.Tenostatnisiedziałpoprzeciwnej
stroniekabiny,mającprzedsobąszeroki,łukowatypulpitgłównegokomputerastatku.Jego
dłoniewisiałynieruchomonadklawiszami.Takżeionniezdradziłnajmniejszymgestem,że
zauważyłmojewtargnięciedosterowni,którebądźcobądźstanowiłojaskrawenaruszenie
przyjętychzwyczajów.Niewolnoprzeszkadzaćnawigatorom,nietylkowmomentach,kiedy
dziejesięcośszczególnego.Dyżurtorzeczświęta.Codopiero,kiedystateknaskutekjakichś
niespodziewanychkomplikacjiprzedwcześniewychodzizczarnegokorytarza.
Przeszedłemnaśrodekkabinyizatrzymałemsię.Przezchwilępatrzyłemwekran,
usiłującwywnioskowaćcośzprzemarszudanychliniowych,poczymprzypadkiemmój
wzrokpadłnaprostokątnywskaźnikteleranu.Przezśrodektarczybiegławyraźna,zielona
kreska.Pettyprowadzijużstatekdocelu.Awięcwszystkowporządku.Skądwtakimrazie
całetoporuszenie?Idlaczegonaszaszybkośćspadłaniemaldozera,cozauważyłemułamek
sekundypozlustrowaniuteleranu?
Ponowniewróciłemspojrzeniemdoekranuinaglecośzaczęłomiświtać.Niebawiąc
sięjużwceregielepodszedłemszybkodoLeskiegoistanąłemtużzajegoplecami.
Cosiętudzieje?spytałemgłośniej,niżbyłotrzeba.Dlaczegostoimy?
Tojeszczemogłemzrobić.Udawaćciekawskiego.
Leskidrgnął.Szybkoodwróciłgłowęiukazałmiswojąopalonąnaciemnybrąztwarz.
Malowałosięnaniejzdumienie,aleinieukrywanepodniecenie.Byławnimgorączka
oczekiwania.Poddałsięjejdotegostopnia,żeniepomyślałnawetomojejniewczesnej
obecnościwsterowni.
Zarazzobaczymypowiedzidrżącymzemocjigłosem.Właśniekończę
obliczanietoru
Tegoniemusiałmimówić.Samzauważyłem,żenaprowadzająstateknacel.Tylkoże
wpromieniumilionówkilometrówniepowinnobyćżadnegocelu,którymógłbynas
zainteresować.Wogóleżadnegocelu.
Meteoryty?spytałem,udającwdalszymciąguczyjakaświązkapromieniowania?
Zobaczyszpowtórzyłobiecującymtonemiwróciłdoswojegopulpitu,
zapominającomoimistnieniu.
Mogłemmiećjeszczenadzieję,żechodziojedenztychniezmiernierzadko
spotykanychwprzestrzenizabłąkanychokruchówglobów,rozpylonychwkosmicznych
katastrofach.Musiałbytojednakbyćodłamekmetaliczny,cobyłowprawdzieteż
niewykluczone,alebardzomałoprawdopodobne.Czujnikiferroindukcyjneniepozostawiały
wątpliwościcodostrukturywędrującegonatorzenaszegolotuciała.Jeżelijednakbędzieto
coś,cożadnąmiarąniepowinnosiętutajznajdować,mojapierwszamisjaagencyjnaskończy
7