Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Spacerprzezmiasto
Miasto,schowanewzieleniparkówiogrodów,wychodziłonaprzeciw
przybyszawieżamilicznychkościołów,wysokimikominamiczynnych
jeszczefabryk,hutyszkłagospodarczego,warzelnisoliicukrowni
czynnejtylkowokresiezbioruburaków,zakładówsodowychoraz
pękatąsylwetkąwieżyciśnień,zwanejpieszczotliwieGrubą
Kaśką.Miastobyłokolorowe,pełnekwiatówisłońca,cieszyłooczy,
tętniłogwaremżycia.Ulicamiprzemieszczałysiętłumyspieszących
przechodniów,powykoślawionychszynachtelepałysięwysłużone
czerwonetramwajełączącemiejskirynekzdworcemizpodmiejską
dzielnicąBłonie,gdzieznajdowałsięolbrzymizielono-szarykompleks
koszarówjednostkiwojskowejwrazzniewielkimlotniskiemdla
bojowychhelikopterów,popularnychtrzepaczek.Tramwaje,zwane
przezmieszkańcówpieszczotliwiebimbami,łomotałyulicamimiasta,
sypaływiązkamiiskierzprowadnicpantografów,podskakiwały
nawykoślawionychtorach,jakbyzachwilęmiałypoleciećinną,niż
wytyczonatorami,trasą,zgrzytałyprzeraźliwieipiszczałynałukach,
jakbymiałykołapogubićirozsypaćnakawałki.Poznaczonemetrami
spawówukrytychpodwarstwamiczerwonej,wyblakłejmiejscami
farby,pomimostarczegowiekubyłyjareipełnewigoru.Monstranie
tramwaje,zktórychusługkorzystałycodziennietysiącespieszących
dopracyiszkół.
Wczorajszykomunikatmeteozapowiadałsłońcewdzień,oraz
ciepływieczóroświetlonywiszącąnaniebiesrebrnąlatarniąksiężyca.
Leczwstającydzieńbyłszaroburyibardziejpodobnydojesieni,aniżeli
dopełnilata,wieczórnatomiastbyłzgodnyzkomunikatem,zatolało
jakzcebra.Miastoroztopiłosięwbryzgachdeszczu,naglestałosię
nijakieipomimokolorowychreklamiulicznychświateł,rozmazałosię
wszarości.Ulicamisnułysięróżnokoloroweparasolewyglądającejak
ociekającewodąmeduzyniesioneponadgłowamiludzi.Byłoparno
iwiatruaninalekarstwo,cozapowiadałowtychstronachkrótkąlecz
gwałtownąburzę.Nadeszłapóźnąnocąwświetlekolorowych
błyskawicizraszającziemięzaledwiekilkomakroplamideszczu,
odleciałanaskrzydłachwiatru.Poraneknastępnegodniawstał
wsłońcu.
Dawnominęłopołudnie,wszechobecnygorąckleiłsię