Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
III
Wotoczeniutłumudostawców,cieśli,barkarzy,kamieniarzy,
sprzeczającychsię,krzyczących,którzyleźlizrachunkami,zaklinali,
prosiliopieniądzeigrozili,szedłwłaśnieczłowiekotwarzyponurej,
szpetnej,wstarym,zniszczonymubraniuzczarnegoaksamitu.
–Jakpanchce–mówiłgłównydostawca–leczdłużejczekaćnie
możemy.Wynajmowaliśmysięjakludzieuczciwi.Prosimynas
wypłacić.
–JeśliJegoWielebność…–próbowałmówićczłowiekzaskoczony
przeztłum.
–Myniedoniego,leczdopanasięnajmowali.
–Obiecujęwam…
–Obietnicąsięnienajesz…Przyszliśmyniepoobietnice,lecz
popieniądze.Zgłodumamyumieraćczyco?
–Niekrzywdźnas,panie–prosiłybłagalnegłosy–uczciwie
cisłużyliśmy.Zlitujciesię,panie.
–Słuchajcie,otomojeostatniesłowo.Poczekajciedojutra.Ostatni
razidędopapieża,jeślionniezapłaci,zapłacęwamzwłasnych
pieniędzydoostatniegosolda.Niebójciesię,nicnieprzepadniewam
umnie.Najmowałemwasizapłacę,jeślinawetmiałbymdaćwzakład
diabłuduszęswąiciało.
Torzekłszy,zawrócił,idącdoswegodomu,wąskąmiędzy
złomamimarmuruścieżką.Odłamkibiałechrzęściłymupodnogami
nibyśniegtwardywjasnydzieńmroźny.
Byłtoczłowiek,coprzeszedłjużtrzydziestkę,wzrostuśredniego,
mocnej,kościstejbudowy.Głowawydawałasięolbrzymia,brodabyła
rzadka,ostra,czarna,takieżwłosy,dolnawargawystępowałanaprzód
zwyrazemponuregouporu,wokołonieładnejtwarzyrysowałysię