Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zjawy.Gjógv,tojużtu.Słońcezachodziszybko,jakby
uciekało.
Zwolniłem.
Tobyłamaławieś,naliczyłemzetrzydzieścidomów.
Jechałembardzowolno,rozglądającsięnaboki.Nikogo
niedostrzegłem,żywejduszy.Dwaczytrzysamochody
zaparkowaneprzeddomami,jakiśstarymotor.
Skończyłasiędroga,dalejjużbyłatylkogardziel
wąskiejprzepaści,którawrzynałasięwwioskę.
Zaparkowałemroverawmałej,wysypanejczarnym
żwiremzatoczceiprzezchwilęsiedziałemnieruchomo,
wpatrzonywmglistą,zimnąprzestrzeń,rozmazaną
przezdeszcznaszybie.Zapadłjużwieczór,siąpiło,wył
morskiwiatr,czułem,jakwnikadownętrzasamochodu.
Wyszedłemzauta,zabrałemtorbęzrzeczami
iruszyłemszukaćdomu.Tegodomu,któryopisał
miprofesordeRazin.Naodchodnymjeszcze
spojrzałemzasiebie:byłojużprawiezupełnieciemno,
alewżadnymoknieniepaliłosięświatło.Anijedna,
najmniejszanawet,lampka.Toniemożliwe,
pomyślałem,toniemożliwe.Możejakieśkłopoty
zprądemnatymzadupiu.
Niemiałemzapisanegoadresutegodomu.No,ale
poco?Wwiosce,gdziejestkilkadomównakrzyż?
Biały,dużydomzszarymdachem,trochęzawsią,nad
samymmorzem,towiedziałem.
Szedłemprzedsiebiewstrugachdeszczu.Zobaczyłem
zdalekatendom.Wyłaniałsięzciemnościnasączonej
mgłą.Niebyłduży,byłwielki.Wielkibiałydom,jakby
łagodnierzuconymiędzysiedemniewysokichzielonych
wzgórz.Miałemszczęście;gdybymprzyjechałtutajpół
godzinypóźniej,utonąłbymwkompletnych
ciemnościachikręciłbymsiępowsizupełniebezradnie,