Gdypostawiłjąnaziemi,oplotłamuszyjęramionami,
przylgnęładoniegoipodniosłananiegowielkie,
przerażoneoczy.Flynnwświetleksiężycadostrzegł
wnichłzy.
‒Obiecaj,żemnienieodwieziesz,proszę.Tylko
tymożeszmipomóc.Iniemówim,gdziemnie
znalazłeś.
BłagalnespojrzenieAvygłębokogoporuszyło.Nie
wyglądałanapijaną,raczejnaprzerażoną.Alenie
miałasięczegobać.Flynnwiedział,żejejojciec,
MichaelCavendish,choćbezlitosnyjakopracodawca,
ponadwszystkokochawłasnąrodzinę.
‒Proszę,obiecaj,żemnieniezdradzisz–nalegała
drżącymgłosem.
Flynnzwróciłwzroknaodległąrezydencję.Niktjej
nieszukał.Pewnienawetniezauważylijejzniknięcia.
Postanowiłzabraćjądomatki,ocenić,jakieobrażenia
odniosła,izdecydować,czyodwieźćjądoszpitala,czy
jednakzawiadomićMichaelaCavendisha,ostatniego
człowieka,zktórymchciałbyrozmawiać.
‒Dobrze,obiecuję–westchnął.–Przynajmniej
narazie.
‒Dziękuję–wyszeptała.–Zawszecięlubiłam.
Wiedziałam,żemożnaciufać.
Gdywsparłagłowęnajegoramieniu,jasnewłosy
łaskotałymuszyję,azapachróżimłodejdziewczyny
rozpaliłmuzmysły.
Avawkroczyłaranodoprzytulnejkuchni
znieszczęśliwąminą.Lustrowłaziencepokazałojej
podkrążoneoczyipobladłątwarzzdrobnymi