Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
porozrywanąskóręodtegowzywaniaJohanna,któryprzy-
chodzizpejczem.
Czasamidopokojuzaglądałesesmanzesłużbybezpie-
czeństwa.Tennosiłoficerki.
–Jaktam?–pytałHansa.–Cośwyśpiewał?
–Nic–mówiłHans.–Zdajesię,żeniemasłuchu.
OficermiałnaimięLudwig.Pewnegorazupochyliłsię
nadnimipowiedziałposłoweńskuzmariborskimakcen-
tem:Zemnąmożeszporozmawiać.Jeślichcesz,nawetpo
słoweńsku.ZJohannemsięnieda,nieznasłoweńskiego,
aniemieckiegonieużywazbytchętnie,wolimilczeć.Idzia-
łać.Dobrzewiesz,comożetakibarbarzyńca.
–Powiedziałemjużwszystko.
–Niesądzę–odparłLudwig.
Nigdynieprzychodziłnadługo,miałdużopracy.Jego
skrzypiąceoficerkiwyznaczałydrogęodpokojudopokoju.
Drzwiotwierałysięizamykały.Znałjegogłośne,zdecydo-
wanekroki,stukotobcasówodbijającysięechemnakory-
tarzu.
Wiedziałwięc,żekroki,któreoddaliłysięodceli,tonie
krokiHansa,boniekrążyłyprzednimjakdwaszczury,były
stanowcze,wojskowe,tokrokiLudwiga.Chciałgoobejrzeć.
Alepoco?
Nadrżącychnogachpodszedłdokiblawkącieceliiza-
cząłsikać.Ręceteżmusiętrzęsły,strumieńmoczupoleciał
naziemię,wreszcieudałomusięwciemnościachtrafićdo
środka.Śmierdziało,dopieroranobędziemógłopróżnićki-
bel.Tobyłjednaknajmniejszyproblem,dosmrodujużsię
przyzwyczaił.Czułstrach,dostrachuniemożnasięprzyzwy-
czaić.Tymbardziejżejesttutajsam,bezsilnyiprzerażony,
bardzosam.
Gdyotwierałsięjudaszwdrzwiachceli,pocieleprzebie-
gałymuciarki.Nietylkodlatego,żemogligozabraćnagórę,
skądwrócicaływsiniakachizakrwawiony.Możejużtrochę
majaczę,pomyślał.Dopókisiedziałwewspólnejceli,było
lżej.Niektórychwięźniówwyprowadzanoiskatowanych
29