Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
chmury.Niedoniegonależałomartwieniesięonią,
dlategożeniemiałarodziny.Podtymwzględembyli
dosiebiepodobni,natomiastpodinnymi…
–Możeszpojechaćzemną–zaproponowałlekko
zniecierpliwiony,podnoszącsięzkrzesła.
–Niecierpięjeździćwozempatrolowym!
–Tosamochódjakkażdyinny–zauważyłSterling.
–Oczywiście,zwystającymiantenamiimigającym
punktowoświatłem.Każdy,ktoniejestślepy,rozpozna
wnimnieoznakowanywózpatrolowy.
Jessicawstałazzabiurka.Czułasięnieswojo,kiedy
siedziałaprzygórującymnadniąrosłymMcCallumie.
Naturalnie,itakbyłznacznieodniejwyższy.
Odgarnęłaniesfornykosmyk,którywysunąłsięzwęzła
upiętegonaczubkugłowy.Beżowagarsonkadobrze
leżałanajejszczupłejsylwetce,jednakniepodkreślała
kształtów.
–Dlaczegoupinaszwłosywtensposób?–spytał
znienackaMcCallum.
–Rozpuszczone,opadałybyminaoczy,kiedy
pochylamsięnaddokumentami–odpowiedziała,
wskazującpiętrzącysięnabiurkustospapierów.
–OpróczCandymamtylkodwojepracowników,amimo
tojednegochcąmizabraćzpowoduostatnichcięć
finansowych.Jestemzmuszonapracowaćwsoboty,
bynadrobićzaległości,iwciążsłyszęzarzuty,
żewyrabiamzadużonadgodzin.
–Brzmiznajomo–zauważyłMcCallum.
–Wiem.Wszyscymająkłopotzezmieszczeniemsię
wokrojonymbudżecie.Tojednazwątpliwych
przyjemnościpracywsektorzepublicznym.