Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Niewiem,skądmiprzyszładogłowytazłośliwość.
–Skończyłaśpolonistykę?
Tymrazemtojazaśmiałamsięgłośno.
–Nicztychrzeczy,aleregułymamwmałympalcu.
–Zrobiłamminę,jakbymzdobyłazłotymedalwpchnięciu
kulą.
–Czymogęcięodprowadzić?–poprawiłsię.
–Możesz.–Chwyciłamzatorebkęiskierowałamsię
dowyjścia.
Kiedywyszłamnazewnątrz,poczułam,jakmroźny
wiatrowiewamiszyjęisięgaażdoramion.Zadrżałam.
–Zimnoci?
–Tak.Niecierpięjesieni.Wzasadzieakceptujętylko
lato–przyznałam.
Mateuszściągnąłzsiebiekurtkęinarzucił
mijąnaramiona.
–Dziękuję.
Ktoostatniozrobiłdlamniecośtakiego?Nie
pamiętałam,kiedyjakiśfacetprzepuściłmnie
wdrzwiach,acodopierooddałmiswojeubranie,
nadodatekwtedy,kiedypiździłojakwKieleckiem.Swoją
drogą,jesttociekawepowiedzenie.Nadużywane
naŚląsku.Jestempewna,żedziewięćdziesiątdziewięć
procentosóbnawetniewie,skądsięwzięło.Otóż
dworzecwKielcachwybudowanonasporymwzniesieniu,
gdziezawszewiałmocny,zimnywiatr.Ot,całahistoria.
Natomiastpodobnoniejestjużtakźle.Budynki
wzniesionewokółdworcaosłaniająludziodwiatru.
Alewracającdotematumężczyzn…Zauważyłam,