Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
żezawszepchająsięprzodem,niepatrzącnato,ktoobok
nichidzie.Zapominająokulturzeosobistej,nie
wspominającozasadachsavoir-vivre’u.Podejrzewam,
żegdybymzapytaładziesięciufacetów,cotosłowo
oznacza,tylkojedenodpowiedziałbyprawidłowo.Agdyby
mieliwyjaśnić,cotojestzalotka,tobankowo
stwierdziliby,żetokobieta,którapierwszazaczynasię
zalecaćdomężczyzny.Inigdyniewpadlibynato,
żewynalazcązalotkibyłwłaśniemężczyzna.
Rozmawiałonamsiętakdobrze,żeniezauważyłam,
kiedydotarliśmypodmójdom.Czułamniedosyt.
Rozmowy,patrzenianatenśnieżnobiałyuśmiech
igłębokiegospojrzenia,którymmnieobdarowywał.
ŚciągnęłamkurtkęipodałamjąMateuszowi.
–Dziękuję.–Uśmiechnęłamsięczule.
–Zaco?–Mateuszschowałręcezaplecami,jakby
byłonieśmielony.
–Zamiływieczórizauratowaniemnieprzed
zamarznięciem.
–Czybyłobytoniewporządku,gdybympoprosiłcię
onumertelefonu?–Nowyznajomyposłał
minajpiękniejszyuśmiech,jakikiedykolwiekwidziałam.
Mojewewnętrznejazaczęłoskakaćdogóry
zradości.
–Jasne–palnęłam.
–Jasne,czylibyłobytoniewporządku?
–Jasne,żebyłobytowporządku–sprostowałam.
Wymieniliśmysięnumeramitelefonów
ipożegnaliśmysię.NieznałamnazwiskaMateusza,więc