Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Chciałamzwamiporozmawiać.–Głosmidrży.Przecieżtonie
terroryści,tylkotwoirodzice.Dziewczyno,uspokójsięwkońcu!
–Znami?Aleprzecieżtatytuniema.
Jaknazawołaniedokuchniwpadamójojciec.Kręcisię,jakby
czegośszukał.
–Widziałaśmojąskarpetkę?–Wyciągadoniejrękęzczymś
czarno-białym.
Mamapatrzynaniegotak,żejedyne,comogęzrobić,tozakryć
ustadłonią,żebynieparsknąćśmiechem.
–Tak,gotujęnaniejzupę.–Widzę,jakzagryzawargę,próbując
zachowaćpowagę.
Przezchwilęojciecwygląda,jakbywtowierzył,alezaraznajego
twarzymalujesięulga.Jegożonakręcigłowąiwracadomieszania
sosu.
–Laurachceznamiporozmawiać.
–Oczym?–Tymrazemtoonpatrzynamniebadawczo.Siada
naprzeciwko,przydużymdębowymstoleisplatazesobąpalcedłoni.
Niemyślęotym,jakbardzototrudne,tylkopoprostubioręwdechi…
–Chcęwyjechaćdopracyzagranicę.
Obserwuję,niczymwzwolnionymtempie,jakjegobrwi
podjeżdżajądogóry,żebypotemsięzmarszczyć.
–Wykluczone–ucina.
–Ale,tato!–Niepowstrzymujęswojegowybuchuiwalędłonią
wblatstołu.Wiedziałam,żetakbędzie!
Ojciecsięlekkodziwi,alezawziętywyrazjegotwarzyoznacza,
żeniezrobiłotonanimżadnegowrażenia.Jakzawsze.
–Jestempełnoletniaisamapowinnamdecydowaćoswoimżyciu!
–wykrzykujępierwszeargumenty.
–Piotr…–Mamakładziedłońnajegoramieniu,alezagapiasię
nacośzaoknemisoszłyżkilądujemunakoszuli.Otwieraszeroko