Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
5
Mojatykserokopiarkozprzystojnym
informatykiem
–Dojakiejpracy,tato?–pytam,kiedynadranemmójojcieczdziera
zemniekołdrę.Przeklinammoment,wktórymzgodziłamsię,
byzatrudniłmniewswojejfirmie.Użyłnaprawdędobrych
argumentów,ajamiałamchwilowezaćmienieumysłuizapomniałam
oswoichwszystkichwątpliwościach.Decyzjiniedałosięcofnąć.
–Niebędęciębudziłgodzinę!–Jegogromkigłossprawia,
żeuchylampowieki.Rękąmacamtelefon.Nieno,proszę…Jest
siódmapiętnaście.Ktonormalnywstajeotejgodzinie?
Czujęjegodłońnamojejkostceiwjednejsekundzieznajdujęsię
napodłodze.
–Porąbałocię?–wyrywamisię.
–Liczsięzesłowami,mojapanno.–Wyciągawskazującypalec
wmoimkierunku.–Ubierajsię.Tylkoszybko,bojakbędziesz
torobićwtakimekspresowymtempiejaktwojamatka,tobędęcię
budziłoszóstej.
Wychodzizmojegopokoju,ajamasujętękostkę.Nocośtakiego.
Żenibytakbędziecodziennie?Podpisałamcyrografzdiabłem.Wstaję
iwidzę,żezaoknemciąglebraksłońca.Wkładamczarnespodnie
marchewkiibiałąkoszulęzczarnymiwstawkami.Dotegokremowe
szpilki.Włosywiążęwluźny,niskikucykirobiędelikatnymakijaż.
Jestzapiętnaścieósma.