Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Uklientaszykujesiękontrolazeskarbówki.
Jakcoś,todzwoń.Pójdziemygdzieśnamiasto,
apóźniejskoczymydomnie.
Jasne.Trzymajsię.Pa.
Rozłączamsię,chowamtelefondokieszenigarsonki,
podnoszędeskęsedesowąirobięsiku.Chcemisiępłakać
zniemocy.Żeteżnietrafiłamnatoogłoszenietrzy
godzinywcześniej.Mogłabymwykorzystaćprzerwę
nalunch,którązmarnowałamnaopychaniusięciastkami
igadaniuodupieMarynyzAgatąiOlgąwpokoju
socjalnym.
Jezu,jakaszkoda.Tenuszakjesttakipiękny...
PieprzonyJan,sztywnydrań.Jezu,jak
jagonienawidzęwarczępodnosem,podcieramsię,
spuszczamwodę,otwieramdrzwikabinyi...
Okurwa.
Czterymetryprzedemną,tużprzyumywalkach,stoi
Engler,któryjakgdybynigdynicmyjeręce.Dostrzegam
wodbiciulustrajegopochylonątwarzimomentalnie
cofamsiędokabiny.Możemnieniewidziałilada
momentsobiepójdzie?
Alezaraz!Coon,udiabła,robiwdamskimkiblu?Mam
nadzieję,żeniesłyszał,jakgowyzwałamodsztywnego
drania.Jezu...
Czyznalazłajużpanidokumenty,októreprosiłem?
Stanowczygłosniesiesiępołazience.
Ajednakmniewidział.Kurna,cozapojebanydzień.
Przymykampowieki,bioręgłębokiwdech,ponimkolejny.
Dobra,idę.
Podchodzędoumywalkipewnymkrokieminaciskam
nadozownikzmydłem.