Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
niezmiernie.
Opółnocyprzyszedłchłop,wyprowadziłnaspozawieś
iwskazałrękąkieruneknalasrysującysięnahoryzoncie,
wodległościmożekilometra.Bezzwłoki,prączkopyta
doprzodu,naprzełaj,brniemyprzezpolepokryte
głębokimśniegiem,przybladymświetleksiężyca,
wpatrzeniwzbliżającysię,zbawczylas.Ojciecprowadził
koniazauzdę.Mamazdziewczynkamisiedziały
nasankachamychłopcypieszo,trzymającsięsanek,
opatuleniwcotylkodałosięnasiebiewłożyć,abynie
zmarznąćjaknasznówRuscyzłapią.Buchająctakprzez
zaspyśnieżne,spoceniioszronieni,prawieresztkamisił
docieramydoskrajulasu,wzdłużktóregobiegładroga.
Pokrótkimprzystanku,ochłonąwszynieco,otarcizpotu
iześniegu,niewiedzącgdziejesteśmyicodalejrobić,
gdzieiwktórymkierunkuiść,ktośznaszauważył
zwalonedrzewowpoprzeknaszejdrogi.Zbliżamysię
dotegodrzewachcąc,jeusunąćabyjechaćdalej,gdy
naglebłysnęłysilneświatłalatarekelektrycznych
wnaszymkierunkuigłośne“Halt!”zabrzmiałojak
radosnepowitanie,żetojużnieRuscy.
OtoczylinasNiemcy,ajajakmogłem,moim
łamanymniemieckimzeszkoły,tłumaczyłemkim
jesteśmy,skądidokądjedziemy.Nierozumiałemdobrze
wszystkiegocomówili,aleitakjakośprzypadliśmy
imdogustu,bozajęlisięnamitroskliwie.Zakwaterowali
naswładnejchałupie.Kazaliwziąćnaszegokoniananoc
dostajniidobrzenakarmić.Dlanastakżegospodyni
przyrządziłakolację.Topewnietamojaskromna
znajomośćichjęzykasprawiła,żenaslepiejpotraktowali.
Możliwośćporozumieniasiętymsamymjęzykiemzbliża
ludzi.GdybydonasodezwałsięChińczyklubMurzyn
choćbytylkokilkomasłowamipopolsku,jużbywydawał
sięnambliższy.Potemwzięlinasnaprzesłuchaniedoich
posterunku,teżwchłopskiejchałupiewsąsiedniejpolskiej
wsi,alejakżeinnym.Stółnakrytyobrusem,czystalampa
zkloszem,dywannapodłodzeakarabinywstojakach
podścianą.
WprzeciwieństwiedoRuskich,Niemcymieli