Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
Danyalowisercerosło,kiedypatrzyłnadwiekobietystanowiąceobecniesensżyciajego
siostrzeńca.CzterylatatemusamzachęcałNalah,byprzeniosłasiędotejspołeczności
artystówirzemieślników,wnadziei,żewypełnipustemiejscewżyciuKanziego.
Tymczasemonazrobiłacoświęcej.Pustemiejscewsercusiostrzeńcatętniłoteraz
energiąiradością.
Danyaluniósłzłożonedłonienawysokośćpiersiiwypowiedziałbłogosławieństwo
przeznaczonedlanowonarodzonych:
–Niechprzyniesiewamstołezitysiącchwilradości.
–Dziękujemy,wujku–powiedziałKanzi.
–Zdecydowaliściejuż,jakiedaciejejimię?
–Nali–odparłsiostrzeniec.
–Ephyra–powiedziałarównocześnieNalah.
Danyalzaśmiałsię.
–Nocóż.MaciejeszczetrochęczasudoDniaNadaniaImienia,żebyzdecydować.
–Alemyjużzdecydowaliśmy–zapewniłgoKanzi.
–Poprostusięzesobąniezgadzamy–dodałabeztroskoNalahiuśmiechnęłasię
doDanyala.–Aty,wujku?Niechciałbyśmiećwłasnegodziecka?Albochociażżony,kogoś,
ktobędziecitowarzyszył?Mamkilkaprzyjaciółek,które…−Danyal,zaskoczony,cofnąłsię
gwałtownie.Nalahzaczęłasięśmiać.Niezauważyłabólu,jakizadałymujejsłowa.Tak.
Chciałbymiećtowarzyszkężycia,chciałbybyćczyimśtowarzyszem.Aleszamaniniebyli
zwykłymiludźmi.Choćchętniepodejmowałrolękochanka,gdytylkopozwalałynatoczas
iokoliczności,niespotkałjeszczekobiety,któranadłuższąmetęgodziłabysięztym,jak
widziałświat–iludzkieserca.Mimowolniezastanowiłsię,kiedywłaściwieprzestałkojarzyć
słowo„towarzyszka”zseksem.Ostatniozbytdużosięzastanawiał…–Nicnieodpowiesz,
wujku?–spytałaNalahzrozbawieniem,wktórympobrzmiewałaszczeramiłość.
–Nalah…–zganiłjąKanzi,wyraźniezaniepokojonyoreakcjęwuja.
–Spokojnie,mójdrogi–powiedziałDanyal.–Nieprzyznamsięwprost,żebyłemswatem
wwaszejsprawie,alerozumiem,żezasługujęnatakiedocinki.–Żartobliwiepogroził
palcemNalah.–Aletylkotenjedenraz.
–Tylkotenraz–zgodziłasię.
–Przyniosęwamowoce–zaproponowałiwycofałsiędoprzewiewnejkuchni,stęskniony
zasamotnością.
Ledwiemiałczasniąodetchnąć,kiedyprzyszedłzanimKanzi.
–Nalahniemiałaniczłegonamyśli–powiedział.
–Iniczłegoniezrobiła–odparłDanyalcicho,wybierającnajbardziejdojrzałyowoc
zmisystojącejnastole.–Pożyczyszmiplecak,siostrzeńcze?
–Oczywiście,ale…Niezamierzaszzostać?
–Mójumysłpotrzebujemyśli,anogiruchu.Twójdombędziejutrozatłoczony.–
Ajeśli
będzietuszaman,gościepoczująsięnieswojo
,dokończyłwmyślach.
AleKanziusłyszałniewypowiedzianesłowa.
–Zawszejesteśmilewidzianywmoimdomu,wuju.Wieszotym,prawda?
Danyaluśmiechnąłsię,pokroiłowociułożyłnatalerzyku.
–Wiem.Byćtutajzwamitojakchłodnawodadlaspragnionejziemi.Alechciałbym
spędzićsamotniecałydzieńwwiosce,wktórejdorastałem.Chcęposłuchaćświata.
–Naśrodkutalerzazcząstkamiowocupostawiłmałąmiseczkęizacząłłupaćdoniej
orzechy.
–Azatemspędziszswójdzieńwsamotności.–Kanzizawahałsię.–Cieszęsię,
żeprzyszedłeś.Nalahtakże.
Tesłowawypowiedzianezostałyzbytserdecznie,byukryćtroskę.Czterdziestojednoletni
szamanmożesobiezrobićdłuższewakacjepotrudnymzleceniu,aleniebierzesięurlopu
nacałyrokbeznaprawdępoważnychprzyczyn.
–Cieszęsię,żetujestem.–Danyalwziąłtalerz,dającsiostrzeńcowidozrozumienia,
żerozmowadobiegłakońca.–Wracajmydonaszychpań.Chciałbymjeszczepopodziwiać
twojącórkę.