Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
innejchorobyzwiązanejzkrążeniem.–DoktorWaldemar
podniósłsię,abypożegnaćpacjenta.–Nie
przypuszczałem,żezarządzaniegminąjesttakie
stresujące.Przecieżodkądpanjestwójtem,zadłużenie
zmalało,sąnoweinwestycjeidrogi…Słowem,same
sukcesy.
–Tomojaostatniakadencja–obiecałWładysław.
–Potempójdęnazasłużonyodpoczynek.Dwalata
jeszczejakośwytrzymam.
–Popieramemeryturę,choćgminachybanigdysięnie
doczekagodnegonastępcy.–Lekarzzszacunkiem
uścisnąłdłońwójta.–Jednakodkilkumiesięcy
obserwuję,żechybaktośmachrapkęnapana
stanowisko…
Władysławmrugnąłnerwowo,zaskoczonykierunkiem
rozmowy.
–Naszczęścieniejesttostanowisko,naktóremożna
cokwartałprzeprowadzaćkonkursofert–odparłiszybko
siępożegnał.
Dopieropoopuszczeniugabinetuzmarszczyłbrwi.Miał
przedsobąjeszczedwalataurzędowania.Dotejpory
powierzonafunkcjaprzynosiłamuogromnąsatysfakcję.
JednakodczasupojawieniasięAntoniegoWoźnicy,
jeździłdourzędujakzakarę.Tegodniabyłopodobnie.
Ledwoprzekroczyłprógwłasnegogabinetu,gdy
bezszelestniezjawiłasięjegosekretarka.
–Dzieńdobry,paniewójcie.–MilenaTurowska
stawiałanabiurkuzaparzonąprzedchwiląherbatę.
Władysławuwielbiałrozpoczynaćdzieńwbiurze
odfiliżankizłocistegonaparu.–Mamprzynieśćpocztę?
–Dużokorespondencji?
Nieodpowiedziała,pokiwałatylkogłową.
–Znowuodniego?
–Wszystkoodniego.
Pochwiliprzyniosłaplikkopert.Władysławzerknął
napierwsząkartkę,abyzobrzydzeniemprzesunąć
jąnabrzegbiurka.Podobniezrobiłzkolejnymi.Nieznał
AntoniegoWoźnicy.Kilkakrotniewidziałgonazebraniach
wiejskichlubwkościele,alenigdyniemiałokazji