Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
głowypoleciałdrewnianychodakJohana.
Jeszczerazsięroześmiejesz,aryłociobiję,
ojszczypłociejeden!
Niedawnamelancholiaismutekstarszegomężczyzny
zastąpionezostałyzłością.Zaszkloneoczyzabłysły
gniewnie,azaciśniętapięśćuniosłasięnadgłowędla
zaakcentowaniawykrzyczanejgroźby.CoprawdaUlrich
sięniewystraszył,alezpewnościąprzejął.Mina
muzrzedła,botakwzburzonegoprzyjacieladawnonie
widział.Ostatnimrazemchybawtedy,gdyleśnechochliki
nasrałymudozzutychnanocbutów.
Ależdajspokój,Johan!spróbowałzałagodzić
nieprzyjemnąsytuację.Czemutaksięwściekasz?
Łysyjakkolano,zaawansowanywiekiemmężczyzna
machnąłzrezygnowanyrękąiciężkoklapnąłzpowrotem
namiejsce.Wypełniającagodopierocozłośćuleciałajak
powietrzezprzebitegorybiegopęcherza.
Przynieśantałek,bezniegosięniedogadamy.
Ulrichowibyłowszystkojedno,czyprzyjacielpoprosił
otoczyteżzażądał.Wpewnychkwestiachniktniczego
niemusiałmupowtarzać.Mimochwiejnychnógdość
żwaworuszyłwkierunkupustelniczejchatyiznikłwjej
ciemnymwnętrzu.Najpierwcośbrzdęknęło,potem
huknęło.Obadźwiękiskomentowanezostałydosadnymi,
choćzupełnieróżnymiprzekleństwami.Autorinwektyw
wyłoniłsięwreszcie,obejmującczuleobłekształty
pękatychnaczyń.
Przyniosłemodrazudwa,żebyzbytczęstonielatać.
Dębowekorkizostaływyciągniętezszyjek.Popolanie