Rozdział5
–Panienko,jużstacjapanienki.Biała!Wysiadaćtrzeba.–Konduktor
potrząsnąłzdecydowanieramieniemdrzemiącejAntonii.
Dziewczynagwałtowniesięwyprostowałaizamrugałachabrowymi
oczami.
–Tojuż?–zapytałazezdziwieniemkonduktora.
Nawetniewiedziała,kiedyzasnęła,alemęcząca,długapodróż
najwyraźniejzrobiłaswoje.Dworcowychłopakwynosiłjużnaperon
jejwalizki.Tosianałożyłapłaszczyk,poprawiławłosyiwyszłazanim.
Słońcechyliłosiękuzachodowizalasemwyrastającymtużzatorem.
Odziemizaczęłaunosićsięmgła,apowietrzeprzesiąkniętebyło
zapachemdymu.Ludziepaliliwpiecach,byogrzaćsięinachwilę
uciecodchłoduizgnilizny.Antoniazadrżała,bardziejchyba
zezdenerwowanianiżzzimna.
–Proszęwejśćdośrodkaizaczekać.Woźnicamusiuporaćsię
zbagażem.–Konduktorwskazałnabudynekdworca.
Białotynkowanaparterowabryłazgankiemiłukowatymioknami
niewyróżniałasięniczymszczególnymspośródwieludworców
wKrajuPrzywiślańskim.Sprawiłajednak,żeAntonięogarnęło
uczucieprostotyiczystości.Wpoczekalniniebyłoinnych
podróżnych,gdyżdziśnieodjeżdżałjużżadenpociąg.
Wprzestronnympomieszczeniustałydęboweławy.Nalewo
odwejściaznajdowałsiękantorbiletowy,apoprawejkuchnia
zsamowaremidwomastolikami.Tosianiezdążyłausiąśćani
zlustrowaćdokładniewnętrza,gdywdrzwiachukazałsięsprężysty
mężczyznapodpięćdziesiątkęwskórzanympłaszczuispodniach.
Uwagęprzyciągałyjegodługiesumiastewąsyibystreoczy.
–Witajcie,jejmośćpanienko.Nawastożempewnoczekał,mimoć
jaśniepaniTochoczewskamówiła,żebsięstarejigrubejmadamy
spodziewać.Atoćciodmiana!Pannawygląda,jakbysamadonauki
przyjechała–przywitałjąrubaszniewoźnica.–Będziesensacyja.Dziś
tokasztanypiękniepójdą,boztemibagażamipanienkitojakbyibez
nich–gwarzyłdalej.–Prosiemydobryki.–Skłoniłsięniskorękoma
iotworzyłszerokodrzwiwprzeciwległymgankudworca.
PrzedoczamizdenerwowanejAntoniiukazałysięszeroki
wypiaskowanypodjazdiporośniętadrzewamiokolica.Przezmoment
wydałojejsię,żegdzieśwśróddębówilipmajaczyniewyraźny
kształt.Woźnicapomógłdziewczynieusadowićsięweleganckiej