Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zkremem,którematkastawiaładlagościnastole.Niemogłemsobie
jednaknatopozwolić.Gdybymterazusiadł,niemiałbymsiłiśćdalej.
Przytuliłbymsiędoporowatejsosnowejkory,wiatrukołysałbymnie
dosnu,ajamógłbymsięjużwięcejnieobudzić.Ponoćwycieńczeni
iwychłodzeniludzie,gdyzamykająoczy,nigdyjużichnieotwierają.
Ajajeszczeniechciałemumierać,onie!
Przemogłemsennośćipodniosłemnogę.Późniejzrobiłemtosamo
zdrugą.Udałosię.Ciałonadalmniesłuchało.Uśmiechnąłemsię
delikatnienatomałezwycięstwoijużmiałemunieśćdłoniewgeście
radości,gdynagleusłyszałemprzerażającywrzask.Zamarłem
wbezruchu.Oblałmniezimypot,anarękachpojawiłasięgęsia
skórka.Bałemsięobrócićwstronęmorza.Zacząłemdygotać.Stałem
naotwartejprzestrzeni.Cokolwiekczaiłosięzamoimiplecami,mogło
zauważyćmniewkażdejchwili.Musiałemsięczymprędzejukryć,
więcrzuciłemsięzasosnę.Zaczepiłemstopąogałąźizaryłemtwarzą
wpiasku.Leżałemnieruchomo,liczącwduchuupływającesekundy.
Nasłuchiwałem.
Wkońcuprzewróciłemsięnaplecyiuniosłemnałokciach.
Wyjrzałemprzezszparęutworzonąwspróchniałympniudrzewa.
Nadalprzechodziłymniedreszcze,amojagłowatelepałasięnaprawo
ilewo.Obrazbyłniewyraźny.Starałemsięuspokoić.Wdechiwydech,
wdechiwydech,powtarzałemwmyśli.Zamknąłemoczy,otarłem
piasekzrzęsiponowniejeotworzyłem.Ujrzałemcośdużego
nabrzegumorza.Wytężyłemwzrok.Powolizaczynałemrozpoznawać
znajomekształty.
Widziałem,jakspienionebałwanywalczązmałąrybackąłódką.
Obserwowałemtakintensywnie,przestałemmrugać,aoczy
zapiekłymniedotkliwie.Wcześniejnahoryzoncieniespostrzegłem
żadnejprzesiąkniętejzapachemdorszyłajby,jakmawiałamojamatka.
Możeosłoniłblaskwschodzącegosłońca?Możezabardzo