Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
Warszawa,1962
Mglistyideszczowyporanekzapowiadałpaskudnydzień.Aura
zdawałasiędopasowywaćdouczuć,któretargałydusząBeaty
Liwarowskiej.Zakilkagodzinmiałaodprowadzićwostatniądrogę
swojąnajlepsząprzyjaciółkę,Agnieszkę.Wiedziała,żedopiero
wówczas,gdyzobaczywkościelejejtrumnę,dotrzedoniej,żejuż
nigdywięcejzniąnieporozmawia,nieprzytulisięiniewybuchnie
płaczem,gdybędziejejźleismutno.
Siedziałanamiękkimstołkuiwgapiałasięwlustro,odczasu
doczasuprzeczesującwłosygrzebieniem.Niezamierzałategodniasię
malować,coczyniłaprawiezawsze,wychodzączdomu.Wiedziała,
żebędziepłakaćiniechciaławyglądaćjakarlekin.Amożenadszedł
moment,gdywkońcupokażeprawdziwątwarz?Niechciałajuż
ukrywaćsiępodpudrowąmaską,byniktnieodgadł,jakwiele
przeszła,bypogodzićsięzpewnymifaktamiilosem,którynigdynie
byłdlaniejłaskawy.
PrzyjechałazWrocławiadoWarszawypoprzedniegodnia.Często
bywaławstolicyizdumąpatrzyła,jakszybkomiastopodnosiłosię
zruin.Tutajmieszkaliwszyscy,którychkochała.Aterazprzybyła,
bypożegnaćAgnieszkę,którastanowiławażnączęśćjejtrudnego
życia.
UsłyszałaskrzypnięciedrzwiidopokojuwsunęłagłowęŁucja,jej
siostra.
–Gotowa?–zapytałacicho.
–Dajmijeszczechwilę–szepnęłaBeata.
–Tosamomówiłaśdziesięćminuttemu.Jeślisięniepośpieszysz,
spóźnimysięnamszę–odparłaŁucja.
–Tak,namszęniewolnosięspóźniać–mruknęłapodnosemBeata
ipodniosłasięztaboretu.
Wprzedpokojumatkazakładałakapelusz,ajejsiostraczarny,