Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wtymmnie,iodtańczymyprzedpublicznościąprawdziwe
szoł.Przyjdziesz?
Kiedyjesttocałeszoł?
Wpiątekosiedemnastej,wszkole
naBaranowskiego.Wieszgdzie?
Wiem.
Awięc?Najejtwarzyznówpojawiłsięuroczy
uśmiech.
Przyjdęobiecałam.
*
Tydzieńzleciałmibardzoszybko.Czekałmniepracowity
weekend.Postanowiłamzrobićwmieszkaniugruntowne
porządki.Poczynającodmyciaokien,praniazasłon
ifiranek,kończącnafroterowaniupodłogi.Dlategoteż
piątkowepopołudniemiałobyćleniweirelaksujące.
Wdrodzedodomuwdepnęłamdonowootwartejwłoskiej
restauracyjki.Światłonasalibyłoprzyciemnione,
apowietrzeprzesiąkniętezapachemoreganoisuszonych
pomidorów.Podszedłdomniekelner,byskierowaćmnie
dostolika.
Czekapaninakogoś?zapytałuprzejmymgłosem.
Nie,jestemsamaodpowiedziałampewnie,choć
wiedziałam,żesięrumienię.Niewiemdlaczego,ale
zawszeczułamsięnieswojo,kiedyzamawiałamstolikdla
jednejosoby.Wydawałomisię,żewszyscypatrzą
namniezpolitowaniemimyśląsobie,żecośmusibyć
zemnąnietak,skorojemkolacjęsama.
Achtak.
Właśnietak.Uśmiechnęłamsiędoniego.
Uprzejmykelnerusadziłmniewsamymśrodku