Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
irozmazanytuszpodoczami.
—Jużniebędę—obiecałemiłapczywiepołykałem
zawartośćkolejnejłyżki.
—Dobrze—usłyszałemjejstłumionygłos.
Znowupopatrzyłemnatwarzmamusi.Nie
uśmiechnęłasiędomniedzisiajaniraz,choćzawsze
torobiła.Czasamicałowałamniewpoliczekalbo
mierzwiłamojeproste,czarnewłosy.
—Muszęcioczymśpowiedzieć—wyznała
chłodnymtonem.
Wytężyłemsłuch,anawetprzestałemjeść.
Chciałemjeszczeprzestaćgłośnooddychać,
bowciążwydawałomisię,żemójnoszbytgłośno
syczał,kiedynabierałempowietrzanozdrzami,ale
niepotrafiłemnadtymzapanować.Nowytatuś
uspokajałmnie,żeżyjędziękitemu,żeoddycham.
Jeślimamsłuchaćmamusi,niemogęmartwićsię
oddychaniem
—pomyślałemigłośnowypuściłem
powietrzeustami.
—Zakilkamiesięcyurodzędzidziusia—wyszeptała
ijejtwarzsięrozpromieniła.
—Super!—krzyknąłem,cieszącsię,żenareszcie
będęmiałsięzkimbawić.
—Tak,super.Jestembardzoszczęśliwa.
Przygarnęliśmyciędlatego,żeniemogłammieć
dzieci.
—Toterazbędzieszmiaładwadzieci—dodałem
radośnie.
—Dwoje—poprawiłamniemamusia.Inaglecały
blaskwjejoczachzniknął.—Wracaszwieczorem
dodomudziecka,Dominiku.
Niewiem,jaktosięstało,aleupuściłemtrzymaną
łyżkę,którazbrzdękiemspadłanapodłogę.
Próbowałemjąpodnieść,nachyliłemsię
i…potrąciłemmiskęzjedzeniem.Mlekorozlałosię
naobrus,ajapoczułemwstyd,żezawiodłem
mamusię.Tylerazyprosiłamnie,bymuważał.
—Słyszałeśmnie?—powtórzyłastanowczo.
—Przepraszam—odparłem,próbującwycierać