Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział4
Gośka
WieczoremGośkaklękałaprzyłóżku,płaczącisię
modląc:
KochanyPanieBoże!
Niepamiętam,żebymsiętakprzedludźmijakdziś
wstydziła.Tobyłostraszne,alenajgorszywcaleniebył
wstyd.
MójFabianekbyłnajbardziejnieznośnyzewszystkich
dzieciuEwelinki.Wiedziałam,żetakbędzie.Zyga
rozpuszczałgoponadwszelkąmiarę,aleto,codziś
usłyszałam,byłookropnieniesprawiedliwe.Dobrze,żenie
musiałamprzyjąćtegonatrzeźwo,bopewnienie
zapanowałabymnadwściekłością.Naszanianiapolała
nampopięćdziesiątce,potempodrugiej,agdy
zapytałyśmy,jakbyło,orzekłaautorytarnie,żetłamsimy
córki.NiemyobiezPatrycją,alejazZygąijegomatką.
Mówiłato,cojawiem:żekażdazbliźniaczekjestinna
iniemożemywymagać,byudawały,żezgadzająsię
wewszystkim,lubbyustalaływspólnezdanie.
Żetonieludzkiewymagaćkolejnościodpowiadania.Tylko
żedobrzewiesz,Boże,żejanigdyniczegotakiego
odmoichdzieciniewymagałam.Niewiedziałamani
opraktycetresowaniamoichdzieciwszkole,aniotym,
żetentępyfiutek,mójmąż,zmuszałmojecórki