Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
–Wstawajcie,śpiochy.Słońcewzeszłonatrzygrabie
–zawołałwesołoRobert,stojącwdrzwiachsypialni
Bieglerów.
Markztrudemotworzyłoczy.Spojrzałnazegarek.
–Robert,oszalałeś,jeszczeniemaósmej.Dajnam
trochępospać.
–SpaćmożeszwKrakowie.WŻuradzieLeśnej
togrzechwylegiwaćsięwłóżkuprzytakpięknej
pogodzie.Niebądźgnuśny.Posłuchaj,jakptaszkipięknie
śpiewają,jakświerszczykicykają.–Zbliżyłsię
douchylonegooknaiotworzyłjenaoścież.
–Jasłyszętylkobrzęczeniemuchikomarów–mruknął
Mark.–
MeinSchatz
,wstajemyczyśpimy?
–Optymistazciebie,jeślimyślisz,żeRobertnam
pozwolinatędrugąopcję–odparłaMarta.
–Swojądrogą,tonieeleganckowłazićranobez
zaproszeniadosypialnimłodegomałżeństwa.Mogliśmy
właśniesiękochać–zauważyłMark.
–Pukałem.Drzwiniebyłyzamkniętenaklucz,
cooznaczało,żewśrodkunicciekawegosięniedzieje.
MyzRenatą,gdymamyzamiartorobić,zawsze
przekręcamyklucz.
Bieglerwygrzebałsięzpościeliimocnoprzeciągnął.
Niebyłprzyzwyczajonydowczesnegowstawania.Nie
musiałzrywaćsięcoświtdopracy,ponieważnie
pracował.Byłbeneficjentemspadku,któryzostawiła
mujegomacocha,właścicielkasiecidobrze
prosperującychhoteliimoteliwAustrii.Doschedy
poGretchenBieglerpretendowalirównieżjejsiostrzeńcy
–BertaiGregSchmidtowie–alebyłosięczymdzielić.
Mark,zzawodudziennikarz,żebyniezgnuśnieć,pisał
regularniefelietonyiartykułydogazetwydawanych
przezrodzeństwoSchmidtów,awwolnymczasierównież
powieścikryminalne.Wydanodotądtrzyjegoksiążki,
aMarkprzymierzałsiędoczwartej.